Z najwyższej półki
Miłosz wydany
Dwie krakowskie oficyny zakończyły właśnie historyczne – bez żadnej przesady – przedsięwzięcie na rynku książki. Mowa o wydaniu całej, jakże obfitej, spuścizny Czesława Miłosza.
Dość powiedzieć, że chodzi o siedem dekad twórczości – i to nadzwyczaj intensywnej. Na dorobek noblisty składają się przecież nie tylko wiersze, ale też eseje, powieści i inne formy prozatorskie, tłumaczenia, prace historycznoliterackie, felietony, publicystyka, korespondencja, rozmowy i wywiady prasowe w tytułach z całego świata, a wreszcie rozmaite varia.
Ewenementem, sensacją wręcz, są niepublikowane dotąd teksty Miłosza – często odczytane z maszynopisów bądź po prostu z rękopisów zdeponowanych w rozmaitych archiwach i zbiorach. Zestaw takich rarytasów przynosi najnowszy – i już ostatni – tom Dzieł zebranych wydany pod szyldem Wydawnictwa Literackiego – Z archiwum. Wybór publicystyki z lat 1954–2004.
Umowę na edycję Dzieł zebranych Miłosz podpisał w grudniu 1998 roku z Wydawnictwem Literackim i Znakiem. Monumentalna seria miała obejmować zarówno teksty znane z poprzednich wydań, jak i niepublikowane. Oficyny podzieliły się tytułami, które być wydawane w tej samej szacie graficznej, układzie typograficznym i jednolitym opracowaniu krytycznym. Każdy tom bowiem opatrzony jest przypisami i komentarzem. Podjęli się tego najwybitniejsi znawcy twórczości Miłosza. Do Komitetu Naukowego serii należeli wszak Jan Błoński, Aleksander Fiut, Andrzej Franaszek, Kamil Kasperek, Marian Stala i Marek Zaleski.
Co ważne, pierwsze tomy mogły być opatrzone Przypisem po latach, czyli aktualizującym wprowadzeniem samego Miłosza –noblista bowiem aż do swej śmierci był zaangażowany w przedsięwzięcie: skrupulatnie przeglądał dawne teksty, a redaktorom służył swoją legendarną pamięcią i innymi wskazówkami.
Oprócz, naturalnie, kanonicznych już wierszy czy esejów Miłosza osobną jakością jest zebrana w ramach Dzieł jego publicystyka – sięgająca jeszcze czasu okupacji, obejmująca skomplikowany okres tużpowojenny, a w końcu lata spędzone na emigracji i po powrocie do kraju. Czytana w porządku chronologicznym jest nie tylko ilustracją losów samego Miłosza i jego poglądów. Stanowi nadto bezcenne źródło wiedzy o realiach i dylematach kolejnych epok, pochodzące od świadka czy uczestnika tamtych wydarzeń, źródło niepoddane późniejszym, czasem fałszującym przecież relację korektom czy snutym z perspektywy wspomnieniom.
Zupełnym zaś ewenementem, sensacją wręcz, są teksty dotąd niepublikowane – często odczytane z maszynopisów bądź po prostu z rękopisów zdeponowanych w rozmaitych archiwach i zbiorach. Zestaw takich właśnie rarytasów przynosi najnowszy – i już ostatni – tom Dzieł wydany pod szyldem Wydawnictwa Literackiego – Z archiwum. Wybór publicystyki z lat 1954–2004.
Są w tym tomie takie cymesy jak powstały w 1955 roku Komentarz do „Poematu dla dorosłych”, czyli notatki Miłosza na temat sztandarowego utworu postalinowskiej odwilży w Polsce – z oceną, że stanowi on „jedną z najpoważniejszych prób przywrócenia poezji polskiej jej tradycyjnych funkcji w życiu publicznym”.
Wstrząsające – i wzruszające – są świadectwa, jak zapis audycji dla sekcji polskiej Radia Francuskiego Rocznica masakry Żydów w Kołomyi, w której Miłosz w porozumieniu ze środowiskiem paryskiej „Kultury” wystąpił ze Stanisławem Vincenzem. W nadanym prawdopodobnie w lutym 1954 roku słuchowisku przewidywał: „Wymordowanie w Polsce milionów Żydów przez hitlerowców nie jest sprawą zakończoną. Nie jest zakończoną, powtarzam. Świadomość wielu ludzi może, z takich czy innych względów, bronić się przed uznaniem olbrzymiości tego faktu. Ale jest to fakt – lawina, jedno z tych zdarzeń w historii, które pomimo chwilowych przemilczeń czy obojętności rosną z upływem czasu. Wierzę, że ten fakt stanie się centralnym punktem dla tych, którzy w odległych latach jutra będą starali się zrozumieć zbrodnie XX wieku”.
Poruszające są powstałe po Marcu 1968 rozważania Tak więc naród polski został gruntownie wrobiony w hańbę ze zdaniem: „Prawdziwe diabelstwo rodzi się zwykle z tego, co swojskie, bliskie, tak zwykłe, że aż niedostrzegalne; nie z tego, co ma obcą twarz i cudzoziemski akcent”. I z bolesną analizą kondycji rodzimego Kościoła i kleru.
Niezwykle interesujące są uwagi O [Zbigniewie – KB] Herbercie powstałe już po śmierci bohatera opowieści, a będące opisem (subiektywnym oczywiście, niemal intymnym, co tu jest szczególną wartością) znajomości (Miłosz pisze: „przyjaźni”) obu poetów – w tym i głośnego konfliktu między nimi.
Podobnych pereł i perełek jest w Z archiwum oczywiście multum.
* * *
Mało już – o ile w ogóle – jest na rodzimym rynku wydawnictw, które zdobywają się (i odważają) na takie inicjatywy, jak edycje dzieł zebranych najwybitniejszych choćby twórców. Kraków znowu wykazał się klasą i odwagą właśnie.