Lubię lubić
Psi ogon, czyli aśwaganda
Na gwałt szukamy witalności, nie tylko na przednówku naszego zmienionego świata. Wszystkiego tego, co lost in translation – zgubiło się w tłumaczeniu: wszechświata – na świat człowieka, na rosnące potrzeby człowieka, na ograniczenia człowieka. A co z całą resztą? Gwiazdami, z którymi łączy nas skład pierwiastkowy, roślinami, które tak pięknie porozumiewają się między sobą, a tylko człowiek ich nie słyszy, wreszcie – co ze zwierzętami? Przyznam się od razu: czuję się pewniej i lepiej, kiedy w autobusie wypełnionym ludźmi jedzie z nami pies. Wystarczy patrzeć w jego cierpliwe oczy, spokojny wyraz ciała. A czy widzieliście, co robiły psy, kiedy 13 stycznia spadł w Krakowie wielki śnieg? Czy człowiek umie się tak jeszcze cieszyć? Co tam cały pies, wystarczy ogon psa! Wyraża wszystko. Zapisuję wam, ludzie, ogon psa do patrzenia jako lekarstwo na świat. Jest pewien wiersz wspaniałej poetki Anny Świrszczyńskiej (czy można mieć bardziej z przyrodą i polszczyzną związane nazwisko?), co tam wiersz, cały cykl pod tym tytułem: Szczęśliwa jak psi ogon.
Szczęśliwa jak to, co nieważne
i wolne jak rzecz nieważna.
Jak to, czego nikt nie ceni
i co nie ceni siebie.
Jak to, z czego wszyscy drwią,
i to, co drwi z tej drwiny.
Jak śmiech bez poważnego powodu.
Jak krzyk, który może się wykrzyczeć.
Szczęśliwa jak byle co.
Jak byle jakie byle co.
Szczęśliwa
jak psi ogon.
Cytaty (oprócz Jeremiego Przybory) pochodzą z tomu: Anna Świrszczyńska, Poezja (zebrał i przedmową poprzedził Czesław Miłosz), PIW, Warszawa 1997.