Smocze jajo
Po szczepieniu głowa nie ta
Od początku swojego istnienia gatunek ludzki zawsze bywał podzielony. Na tych, co chcą tego, i na tych, co chcą tamtego. Nie inaczej jest i dziś. Jedni są miłośnikami psów, inni wolą obdarzać czułością koty. Jedni są za Wisłą, drudzy za Cracovią. Dziś ten spór ma jeszcze jedną odsłonę: szczepić się czy nie.
Zwolennicy mówią o zapobieganiu, o ochronie, o potrzebie stadnej odporności. Zwierają szyki i gotowi są do roli rycerzy dobrych nadziei. Przeciwnicy przeciwnie. Dowodzą, że szczepionka to podstępna i skuteczna metoda zmieniania osobowości każdego z zaszczepionych. Zawarte w niej ciała i przeciwciała, i inne tam takie rozmaite detale pozwolą później sterować naszymi myślami, poglądami, zainteresowaniami. Zacznie się więc odsiew chorych na katar, likwidacja obarczonych łupieżem czy tych z grzybicą paznokci. Nastąpi kontrolowana produkcja policjantów, kominiarzy, rowerzystów i wszystkich tych, na których zapotrzebowanie zgłoszą producenci szczepionek.
Dałem się zaszczepić. W zasadzie wszystko u mnie w porządku, jest jak było. Dalej jeżdżę tramwajem bez biletu, wciąż najbardziej smakują mi jajka na miękko, nadal jeszcze nie przypala mi się herbata. Ale po tym ukłuciu w lewe ramię czuję, że coś się jednak ze mną porobiło. Coś weszło mi do głowy.
Niestety, lekkomyślnie dałem się zaszczepić. W zasadzie wszystko u mnie w porządku, jest jak było. Dalej jeżdżę tramwajem bez biletu, wciąż najbardziej smakują mi jajka na miękko, nadal jeszcze nie przypala mi się herbata. Ale po tym ukłuciu w lewe ramię czuję, że coś się jednak ze mną porobiło. Coś weszło mi do głowy. Trzeba się leczyć? Bo weszło i nie chce wyjść. Otóż doznałem (w tym zastrzyku jednak coś jest) objawienia, że cenzura – tak, tak cenzura – była kiedyś najprawdziwszym, ale to najprawdziwszym dobrodziejstwem. Namaszczony tym olśnieniem poczuwam się teraz do obowiązku rozpowszechniania prawdy o tym, że ta instytucja była rzeczywistą drogą do doskonałości. I to w czasach nie tylko nam bliskich, ale i na tak zwanej przestrzeni dziejów.
Cenzura sprawiała, że autor, twórca musiał być mistrzem, wirtuozem. Musiał wznosić się na stylistyczne wyżyny niedomówień, aluzji, dygresji, komunikować się z odbiorcą pomiędzy wierszami. Wypracowywać subtelny przekaz, kod niepojęty dla cenzora. Cenzor zmuszał do wysokich lotów. Tego dowodzą arcydzieła naszego romantyzmu („Tyś niewolnik, jedyna broń niewolników – podstępy”), dowodem na to całe obszary naszej kultury tworzonej pod zaborami „ku pokrzepieniu serc”. To cenzura w czasach słusznie minionych zmuszała do finezji i maestrii polskie kino, prowadziła na szczyty teatry i kabarety, wyciskała ostatnie poty z publicystów i pisarzy. Dzięki cenzurze PRL mogła zdobyć zaszczytny tytuł najweselszego baraku w całym socjalistycznym obozie.
Żyłem w tamtych czasach i na własnej skórze dane mi było doświadczyć kreatywnej roli cenzury. „Przekrój” rozchodził się w nakładzie 760-tysięcy egzemplarzy, numery wakacyjne przekraczały milion. A mimo to pisma na rynku brakowało. Jedyną gwarancją cotygodniowej lektury było założenie personalnej teczki w kiosku. Aby choć trochę wyjść naprzeciw czytelnikom i zlikwidować niepotrzebne kolejki przed punktami sprzedaży, zdecydowałem się na pewien zabieg. Przygotowałem mianowicie komunikat, który miał być umieszczany w stosownych witrynach: „Przepraszamy, »Przekroju « już nie ma”. Każdy, najdrobniejszy nawet druk, zaproszenie na bal, na ślub, na pogrzeb, to wszystko musiało mieć wtedy zezwalający stempel cenzury. Mój komunikat został zablokowany. Ale kreatorska rola tej wszechwładnej instytucji objawiła się w pełnej krasie. Niedługo potem kioski okraszone zostały obwieszkami: „Tu do nabycia »Trybuna Ludu«”.
Po drugiej dawce szczepienia (też w lewe ramię) moje sprawy z głową zaszły jeszcze dalej. Poczułem, że producenci tego preparatu naznaczyli mnie na wszechwładnego cenzora, obdarzonego nieograniczoną mocą. Poczułem, że mogę robić wszystko, co tylko wyda mi się do rzeczy. Mogę wyłączać , uciszać, skreślać . I to każdego z tych, co demolują, dzielą, sortują. Z rozkoszą kładę teraz absolutny szlaban na wysoko postawionych naprawiaczy, na zawsze wiernych telegadaczy, na natchnionych wodzów i ich opętanych żołnierzy.
Są wyniki. To, co gadane, to, co pisane – uszlachetnia się. Łatwiej zasypiać, raźniej zaczynać nowy dzień. Po nabytej stadnej odporności będzie jeszcze można cieszyć się światem.