Bedeker krakowski
Dziennik pandemiczny: Mordercze lato
Tego lata Nina przysięgła sobie, że koniec z grzeszeniem. Wprawdzie wszystkie uśmierzające ból istnienia narkotyki już dawno poszły w odstawkę, bo w pandemii wiele sensownych straganów zwinięto, a na enigmatyczne wiadomości do kolegów, którzy biegają z tematem, Nina czuła się jednak zbyt leciwa.
Tego lata Nina przysięgła sobie, że koniec z grzeszeniem. Wprawdzie wszystkie uśmierzające ból istnienia narkotyki już dawno poszły w odstawkę, bo w pandemii wiele sensownych straganów zwinięto, a na enigmatyczne wiadomości do kolegów, którzy biegają z tematem, Nina czuła się jednak zbyt leciwa.
Jedynym argumentem, który trochę ją ośmielał, była informacja, że TVN straci koncesję, a minister Czarnek przygotowuje zamach na szkoły. Potem jednak trochę się skrzywiła, wyrzucając sobie słabą wiarę w ideę walki do ostatniego posła ***.
Gdyby to wszystko, co dzieje się od 2015 roku od morza do Tatr, tak strasznie brać sobie do serca, to Nina stałaby się heroinistką albo sama zaczęłaby produkować crack. Przekonywała siebie codziennie, że to się kiedyś musi skończyć. Wraca Tusk, jest okazja do świętowania, ale alkohol też już nie spełnia swojej rozweselającej funkcji. Przy 40 stopniach w słońcu, powiedzmy sobie szczerze, wszystko smakuje jak gówno. I co tu robić?
Nina przewalała się z jednego końca wielkiego małżeńskiego łóżka na drugi, szukała jakiegoś zimnego skrawka prześcieradła i wiedziała już, że właśnie tak wygląda piekło. „Jeszcze parę lat i będzie wojna” – myślała i psikała sobie w twarz hydrolatem. W kolejce czekają kolejne koronawirusy, pod lodowcami kryją się pałeczki dżumy i cholery. W Afryce za dziesięć lat będzie już sto stopni w cieniu, padną wszystkie słonie i żyrafy, a mieszkańcy kontynentu uciekną przed spiekotą gdzie? No właśnie. Do Europy. Nagle wszystkie detale z obrazów Boscha stanęły Ninie przed oczami. Nasz peryferyjny kraik, dawno oderwany mentalnie od Europy, odgrodzi się murem, którego będzie pilnować straż dzienna i straż nocna, rekrutowana poprzez losowanie roczników na programie pierwszym. Wódz będzie słyszał nawet twoje myśli. A Ninie na pewno zabiją kota.
Losy ludzi i zwierząt łączą się nieprzypadkowo. Kot pochodził z ukraińskiej hodowli, przywiozła go miła para ze Lwowa. Dwa dni potem kot się zatkał i tak już mu zostało. Przez cały miesiąc Nina jeździła z nim po weterynarzach. Wywrócili kota na lewą stronę – USG, badanie krwi, robaki. Nic. Nie wiadomo, co się dzieje. Nina żartowała, że pewnie jak zobaczył polską flagę i posłuchał obrad sejmu, to dostał przewlekłego zatwardzenia. Zupełnie jak wielu polskich obywateli, którzy z pewnych rzeczy nie mogą opróżnić głowy, bo jakiś szczegół zawsze przypomni im, że mieszkają na Syberii tego, co można nazwać normalnością. Co z tego, że próbują to wyrzucić spod czaszki, zrobić pod nią jakiś remont. Zawsze gdzieś odłazi farba i skrzypią panele.
Nina w akcie desperacji pojechała do znajomego weterynarza do sąsiedniego miasta. Były dwa wyjścia: albo kota uda się wyleczyć, albo lwowiacy przywiozą nowego, a tego przeniosą do następnej planszy. Nina nie chciała nawet o tym słyszeć. Ale tego, co było przyczyną kocich dolegliwości, zupełnie się nie spodziewała.
– Twój kot to ani chłopak, ani dziewczyna – zaczął Mateusz.
– Jak to? – Nina nie mogła pozbierać myśli.
– To kot interpłciowy. Ma cechy męskie i żeńskie.
Nina wciąż nie rozumiała.
– Kot LGBT+?
– Można tak powiedzieć. Problemy biorą się stąd, że ma nie do końca prawidłowo wykształcone narządy. Spróbujemy podawać mleko i olej parafinowy. Jak nie pomoże, to tu rozetniemy, tam przeszyjemy i będzie lepiej – wskazywał palcem pod kocim ogonem.
Olej parafinowy pomógł.
W sobotę w Poznaniu była parada równości. Kot dostał w prezencie tęczową wstążkę.
– Wszystkiego najlepszego! – darła się Nina znad pełnej kuwety.