POLECANE KSIĄŻKI
Jacek Pomorski Praskie święta radości, czyli zasada Don Giovanniego
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021
„Ale teraz miał dla Pragi czas i Praga miała czas dla niego! Kroił się cudowny flirt. A może nawet romans. Platoniczny, rzecz jasna”. Jeśli jednak kochasz Czechów i Czechy – wiesz dobrze, że laska nawet nebeska jako miłość wolna od seksu i zmysłowości – to niepotrzebna strata czasu. I autor czytelnika w tym poczuciu umacnia.
Debiutancka powieść Pomorskiego to – pozornie – sensualny przewodnik pod czeskiej Pradze. Martin Pollack pisze w swojej pochwale tej książki: „ (…) olśniewająca fantasmagoria, pisana z ironią i dowcipem. Świetna lektura pachnąca wielką miłością do Pragi i jej mieszkańców. Nie wyobrażam sobie lepszego i zabawniejszego przewodnika po stolicy Czech i jej cudownych knajpach”. Wielki pisarz Środkowej Europy ma swój ton i jest bezsprzecznym autorytetem. Ja jednak zauważyłbym tu coś więcej niż tylko Pragę.
Najpierw jest więc gra z czytelnikiem.
Czyta się tekst szybko, bo autor lekko układa literki, a trzyma wdzięk frazy i urok obrazu: „I marzyłby o podniesieniu kufla, bo chciałby sprawdzić, przez jego słoneczny pryzmat, jak się miewa praski barok kościoła św. Mikołaja na Małej Stranie”.
Jest to jednak szybkość zwodnicza – nie jest to bowiem powieść łatwa. Ba, wymaga uwagi. Kilka razy wywaliło mnie na manowce, w ciemną głuszę. Ot, nagle się gubiłem. Zaraz, gdzie się podział narrator? O co tu chodzi, zapyta zirytowany czytelnik wciągnięty owym lekkim słowem – przed chwilą byłem Warszawie z panem Kapuścińskim, a teraz jestem w czeskiej Pradze? Mieszają się czasy, porządki i obyczaje. Mozart pisze wiersz kończący Requiem. Hrabal z praskiego muralu ożywa niczym kamienny Komandor. Albo: autor zaczyna od pieczonych kurczaków, przechodzi w Don Giovanniego i Hrabala, a potem funduje popisową arię wielkiego praskiego trio, w której Hrabal, Mozart i Kafka siadają nad piwem w „Złotym Tygrysie”.
A ty czytelniku płyniesz, płyniesz strumieniem Pilsnera dzielnicą Libeň i już nie wiesz czy jesteś w teatrze czy też może na Pradze (tyle, że warszawskiej) gdzie wszyscy się schlali.
Na koniec, choć nie najmniej ważny to wątek – tak naprawdę to opowieść o lęku przed końcem romantycznej miłości („… którą musiało zabić zatrudnienie się u kobiety na całym etacie, z towarzyszącym mu harmonogramem i regulaminem pracy”), a potem paniczna ucieczka przed nią i przed tymże lękiem. Kto wie, czy jednak nie kluczowy jest cytat – za Hrabalem i Holoubkiem – iż sala barowa nie jest salą główną, zaś sala teatralna – poboczną. „I nie tylko tego wieczoru, ale i w całym życiu”.
Upajając się pilzneńską lekką dziesiąteczką w robotniczym barze na pobrzeżach Pragi czy ciężkim Żywcem w centrum Pragi warszawskiej, warto o tym pamiętać
PS.: Autor ukrywa się pod pseudonimem – wiemy o nim, że wpisał w tekst błyskotliwe sceny teatralne, stąd podejrzenie, że coś z tą branżą ma wspólnego. I że cechuje go pęd do czeskiego piwa oraz pęd z spódniczkami. Mnie to wystarcza. Bo w sumie to książka dla wszystkich, którzy kochają Pragę czeską, Hrabala i parę innych fajnych sensualnych spraw świata tego.
Witold Bereś