Okiem Beresia
O miłości do…
Luty to ponoć miesiąc związany z miłością – bo Dzień św. Walentego i Dzień Kota. Może dlatego właśnie w lutym będziemy przyznawać ogólnopolską Nagrodę „Portret” za najlepsze dzieło biograficzne minionego roku.
Ale też jakoś tak się składa, że ten numer miesięcznika pełen jest miłości.
Tej najprawdziwszej, najmocniejszej, zmysłowej – jak choćby Anny i Wiesława Dymnych, co przypomina Magda Huzarska-Szumiec przy okazji wspaniałej wystawy Wiesław Dymny. Jestem ranny człowiek. Pisarz, aktor, malarz w MOCAK-u (jest w dwudziestce dzieł nominowanych do Nagrody „Portret”, spieszcie się ją zobaczyć, trwa tylko do połowy marca!).
I tej miłości do miejsc, czasów i przyjaciół, których już nie ma, a co lirycznie opisuje Ewa Lipska w eseju otwierającym numer.
Ale i wielkiej – naprawdę! – miłości do sztuki, co najlepiej widać w miłości do muzyki. Bo krakowska Filharmonia obchodzi właśnie 75-lecie istnienia. Anna Woźniakowska przypomina, że greckie phileo znaczy „miłuję”, a harmonia to „współdziałanie, ład”. I że mianem filharmonia początkowo określano zrzeszenia miłośników muzyki.
Bywa także miłość zupełnie – przyznajmy? – porąbana (piszę to tym chętniej, że przez lata i ja jej ulegałem). Mowa o miłości do kolekcjonowania… znaczków. Och, tu naprawdę bywają emocje – o czym pisze Magda Oberc.
Tak się jakoś dzieje, że nasz miesięcznik układa się w taki niezaordynowany Polaków portret własny. I mamy nadzieję, że nasza nagroda „Portret” będzie powtórzeniem niegdysiejszej idei tamtej wielkiej wystawy.
Na tle tych wszystkich uczuć są zawsze ludzie i ich losy. W tym numerze przeczytacie jeszcze o życiu malarza Juliana Fałata, o losach rodu Skąpskich, o pomysłach performera Andrzeja „Andzika” Kowalczyka i o wielkim, przedwcześnie zmarłym (właśnie w lutym, przed 41 laty) jazzowym skrzypku Zbigniewie Seifercie…
Słowem – tak się jakoś dzieje, że nasz miesięcznik układa się w taki niezaordynowany Polaków portret własny.
Nie przez przypadek nawiązuję do tej kultowej wystawy.
Bo wystawa Polaków portret własny była jednym z tych wydarzeń kulturalnych, które zmieniły obywatelską wrażliwość. Jesienią 1979 roku, już po wyborze kardynała Wojtyły na papieski tron, ale przed wybuchem „Solidarności” Sierpnia ’80, gdy mięso i cukier były tylko na kartki, a kolejki stawały przed sklepami właściwie ze wszystkim, stanęła też wielka kolejka przed Muzeum Narodowym w Krakowie. Miałem wtedy dziewiętnaście lat, zacząłem studia na Alma Mater i też stanąłem w tej kolejce. Do dziś pamiętam wrażenie, jakie zrobiła na mnie rzeźba Maksymilian Kolbe Jerzego Beresia. I dziesiątki sarmackich portretów trumiennych. I generałowie, królowie, hetmani. Brakowało jednego – naszego papieża. I nagle stanąłem przez obrazem oszałamiającym, namalowanym specjalnie na tę wystawę przez Leszka Sobockiego: Polak 1979. Portret nieznanego mężczyzny (po latach dowiedziałem się, że to autoportret malarza), akt właściwie, ale z elementami, które nie pozostawiały wątpliwości o kogo chodzi: z białą piuską, niemal niewidoczną na tle jasnej karnacji twarzy i nagich ramion. I z dobrze znanym gestem splecionych rąk wspierających brodę.
To połączenie zwykłości z duchowością i profetyzmem było przeżyciem niezwykłym. Bo choć nikt jeszcze nie mógł wiedzieć, że za niespełna rok zwykli ludzie w Gdańsku ruszą bryłę świata i zniszczą system, to właśnie wtedy artysta wizjonersko sportretował nas samych i jednocześnie oddał wspaniały hołd jednemu z nas – papieżowi Wojtyle.
Nie wiem, czy dzisiaj portret jakiegokolwiek papieża mógłby jeszcze wzbudzić takie emocje, czy oddawałby jakąś prawdę o nas samych. Ale wierzę, że artyści – nie tylko polscy, ale opisujący tylko Polskę – nadal mają siłę budzenia emocji. I, oby!, profetycznego opisu upadku systemu bezprawia i niesprawiedliwości.
Chcemy więc wyławiać te dzieła, które Polskę dzisiejszą opisują. A może i ją zmienią.
Dlatego odpalamy wspólnie z Biblioteką Kraków, Fundacją Świat ma Sens oraz firmą Consultronix Nagrodę „Portret” za najlepsze biograficzne dzieło artystyczne minionego roku (więcej szczegółów na stronie 26).
Mamy nadzieję, że nasz „Portret” będzie swego rodzaju powtórzeniem niegdysiejszej idei Polaków portretu własnego.