Okiem Beresia
Bądźmy sobą
Że w Polsce setki zgonów, że tysiące zachorowań? Że na świecie już miliony? Że gospodarka się sypie jak domek z kart, a glob cały stanął jak na naszej okładkowej stopklatce? (świetny rysunek Piotra Błachuta!). Nie – chrzanić to. Dziś chciałbym ciut bardziej osobiście. W maju kończę 60 lat.
Plany były, że ho, ho. Z kim to się nie napijemy! Jaki jubel będzie! Co za bunga-bunga odpalimy w redakcji! Gdzie to sobie nie wyjadę z żonką! Jak wyściskam wnuki! Przecież wszystko przed nami: 60-tka to kiedyś był wiek starczy, dziś co najwyżej dojrzałość. Tym bardziej że świat mnie jednak nadal kręci, wyzwań jest mnóstwo, a pomysłów jeszcze więcej. I choć pewnie nigdy kasy nie będzie, ale serca do miłości starczy i wątroby do pasji 🙂 . A zdrowie? A, to się jutro zobaczy.
Czy mi żal tego, że jedyne co, to na początku maja mogę wypić z kolegami szklaneczkę Ardbega przez Skype’a? Nie. Pandemia kiedyś padnie. Może na Chiński Mur zbyt szybko nie pojadę – myślę jednak, że innych atrakcji nie zabraknie. Zresztą świat, choć nigdy nie będzie taki jak ten z początku stycznia 2020 roku, kiedyś się podniesie. Dziś ani czas na imprezy, ani nawet na radość – nie dlatego, że się poddajemy. Lecz ciężko się radować, patrząc na cudze nieszczęścia. Dziś to są niespodziewane pogrzeby na zamkniętych, izolowanych cmentarzach, jutro zamknięte zakłady pracy, pojutrze po prostu głód.
Lecz ja namawiałbym do zastanowienia się nad prawdziwą skalą nieszczęścia. Bo jasne, czyjaś nieoczkiwana, przypadkowa śmierć zawsze boli. Regres gospodarczy – również. Ale prawdziwym nieszczęściem jest to, że jako ludzie cywilizacji Zachodu zagubiliśmy własną miarę.
Mój przypadek radosnego planowania pokazuje – wstyd powiedzieć: moją, naszą, ludzką – głupotę. Pychę. Wszystko należy do nas. Plany, plany. Wielkie i małe, niezmierzone. Człek może wszystko. Śmierci prawie nie ma. Młodość trwa wiecznie. I nagle, gdy przychodzi załamanie z zewnątrz – psyche siada.
Doskonały – a jakże mało znany, za mało! – pisarz mieszkający tuż obok mnie, w Krakowie, Adam Wodnicki (w tym roku ukończy 90 lat – panie Adamie, do szybkiego zobaczenia i tańców radosnych!) praprzyczynę dzisiejszego mentalnego upadku widzi w wyrzuceniu śmierci poza nawias naszej świadomości. „Jesteśmy dziedzicami oświecenia. To właśnie ta epoka w sposób arogancki postawiła na czołowym miejscu świata wartości nie wielkie idee, które były charakterystyczne dla renesansu, a rzeczy doczesne, materialne”.
Niedawno mówił o tym – choć inaczej – w TVN 24 prof. Marcin Król. Zwrócił uwagę, że pandemia na całym świecie pozbawi pracy milionów ludzi, że powstanie kategoria „ludzi zbędnych”: „Ci ludzie stracą pracę na skutek sytuacji gospodarczej. Ta praca nie wróci. Bardzo dużo małych, średnich, ale i wielkich przedsiębiorstw padnie. Nie będzie kapitału, aby je odratować. Ci ludzie ulegną odspołecznieniu. To będzie dramatyczny podział. Część ludzi wiedzy i związanych z nowymi technologiami fantastycznie pójdzie do przodu. A ci ludzie zostaną zostawieni samym sobie. Tak być na dłużej nie może w żadnym świecie”.
Więc co robić? Prostego przepisu nie ma. Na pewno trzeba nad tym myśleć.
Mądry Młynarski śpiewał Róbmy swoje, co stało się hymnem wszystkich tych, co to są przeciwko autorytarnej władzy. Piękne? Jasne! Warto jednak dostrzec, że dzisiaj, literalnie sprawę ujmując, pandemia, świat, natura pokazują nam dobitnie, że jest to równie nietrafione, naiwne, aktywistyczne hasło jak, powiedzmy, „…Ruszymy z posad bryłę świata”. Dziś jesteśmy w jakimś sensie skazani na nierobienie. Wszak nasza aktywność, poza tą intelektualną, jest mocno ograniczona.
Wiemy jednak, że sens tej piosnki leży w „bądź wierny sobie”.
Może więc na koniec ten ukochany Camus? „Nic w świecie nie jest warte, żeby człowiek odwrócił się od tego co kocha”.
PS.
W chwili, gdy piszę te słowa, cały czas roztrząsana jest kwestia jakichś wyborów w czasach pandemii. Ponoć prezydenckich. Jeśli ktoś wierzy w ich sens, zdecyduje się na nie lub – nie daj Boże! – weźmie w nich udział – polecam pilną wizytę u lekarzy, i to kilku specjalizacji.
PS II
Służba zdrowia jest dziś najważniejsza. Przeczytajcie o jednym dniu w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie w czasach pandemii. A przy okazji nieśmiało proszę tych, którzy sympatyzują z „Krakowem” lub ze mną [urodziny: )], o wpłatę dowolnego datku na konto Fundacji „O zdrowie dziecka” związanej z tym szpitalem.
Numer konta: 05 1240 4533 1111 0000 5425 8556 z dopiskiem „Miesięcznik »Kraków « pomaga dzieciom (darowizna na cele pożytku publicznego)”. Darowiznę tę można odpisać od podatku. Szczegóły także na naszym Facebooku.