Z najwyższej półki
Polska i prawo po krakowsku
Aby wyjść ze stanu „rozwibrowania prawa”, trzeba najpierw odsunąć od władzy sprawców tego zamieszania. Jednym, choć niejedynym, z narzędzi może być głosowanie 28 czerwca. Owszem, też obarczone wadą prawną, ale będące jakąś szansą.
„Nazywam się Włodzimierz Wróbel, jestem sędzią w Izbie Karnej, równocześnie wykładam prawo karne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wiem, że oglądają mnie też moi studenci. W czasie pandemii zamiast normalnych wykładów robiliśmy rozmowy o prawie i teraz moi seminarzyści: Andrzej, Kuba, Monika, Mikołaj słuchają na Facebooku, co tutaj się dzieje” – tak Włodek Wróbel (mogę pozwolić sobie na poufałość, bo znamy się ze studiów, a i w latach późniejszych jako dziennikarz mogłem korzystać z jego prawniczej wiedzy) zaczął swoje wystąpienie przed sędziami Zgromadzenia Ogólnym Sędziów Sądu Najwyższego, kiedy to ważyła się sprawa wyboru prezesa tego kluczowego dla polskiego wymiaru sprawiedliwości, ale i rodzimej wolności (ocena ważności wyborów!) organu.
Ta, utrzymana w tyleż poważnym, co błyskotliwym stylu, mowa – dzięki wolnym mediom, które ja nagłośniły – już weszła do historii polskich zmagań o utrzymanie demokracji i państwa prawa.
Przypominał dalej sędzia Wróbel, że „każda władza, obojętnie jakiej barwy by ona nie była, ma ogromną chrapkę na sądy”. Po czym dał precyzyjny wykład zasad cywilizowanej demokracji konstytucyjnej: trójpodziału władz, ich równowagi i kontroli, gwarancji niezależności sądów i niezawisłości sędziów oraz znaczenia przestrzegania w państwie ustalonych wcześniej procedur, choćby wyglądało to na zbędny formalizm.
Ale może najwięcej do myślenia dało odwołanie się przez prof. Wróbla do pytania, które zadał mu niedawno jeden z jego seminarzystów z UJ. Mikołaj zagadnął bowiem wprost: „Czy jest sens być sędzią w tym kraju?”. Prof. Wróbel ciągnął retorycznie: „Chcielibyście kiedyś usłyszeć takie zdanie od studenta prawa, młodego człowieka?”. Dodał tylko dla porządku: „Przecież wiadomo, że do takiego sądu, który zostanie przejęty przez polityków, nikt nie będzie miał zaufania”. I zauważył, że przed budynkiem Sądu Najwyższego policja legitymuje właśnie i nęka obywateli, którzy domagają się wolnych sądów w swoim kraju.
A Mikołajowi odpowiedział publicznie: „Mikołaj, nie rezygnuj, nie rezygnuj z bycia sędzią, nie rezygnuj z bycia prawnikiem, bo to jest taki zawód, w którym trzeba walczyć o innych. W jaki sposób? Walczyć o wspólnotę, walczyć o państwo. Tak jak prawo, prawnicy mają też kręgosłup i w pewnym momencie on się odgina. To może być później czy prędzej”.
Przytaczam tę – tyleż pouczającą, co zwyczajnie wzruszającą – scenę z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że stała się ona symbolem powrotu na krajową scenę państwowo-polityczną krakowskiej szkoły prawa. Tak, może zabrzmi to patetycznie, ale chodzi o tradycje sięgające Pawła Włodkowica, od 1414 roku rektora Akademii Krakowskiej – co najważniejsze – wielkiego propagatora tolerancji w państwie. Wtedy tyczyła pogan i innowierców, dziś może tyczyć choćby ludzi LGBT. Nie bez powodu nagroda Rzecznika Praw Praw Obywatelskich dla tych, którzy wbrew woli większości bronią praw i wolności, nosi miano Pawła Włodkowica. Chodzi też, znowu tylko przykładowo, o twórców klasycznej szkoły polskiego prawa okresu międzywojnia – Edmunda Krzymuskiego, a potem Władysława Woltera. Czy wreszcie o powołane w Krakowie w 1981 roku Centrum Obywatelskich Inicjatyw Ustawodawczych „Solidarności”, w ramach którego eksperci (głównie z UJ) mieli opracować społeczne projekty ustaw reformujących system prawa w Polsce. A całkiem ostatnio o zainicjowane właśnie przez prof. Wróbla internetowe dyskusje o obecnym stanie praworządności, toczone w ramach otwartych Zebrań Naukowych Katedry Prawa Karnego UJ (czasem wspólnie, co znamienne, z Katedrą Konstytucyjnego). W tych pasjonujących rozmowach udział biorą nie tylko prawnicy ze szkoły krakowskiej właśnie (m.in. ex-sędziowie rzeczywistego Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Zoll i Piotr Tuleja, naukowcy młodego pokolenia jak dr Mikołaj Małecki czy karniści-praktycy klasy mec. Piotra Kardasa, niedawno mianowanego przewodniczącego rady doradczej European Lawyers Foundation), ale też goście poziomu Ewy Łętowskiej, Adama Bodnara i Mariusza Szczygła. Tematy są gorące i podstawowe: „Prawo i bezprawie wyborcze w stanie epidemii”, „Odpowiedzialność karna za korupcję polityczną”, „Stany nadzwyczajne – ograniczenia praw i wolności”, „Stany nadzwyczajne – perspektywa konstytucyjna”.
Wiąże się z tym drugi powód przytoczenia sceny z Sądu Najwyższego. Otóż z woli i winy rządzącej ekipy znaleźliśmy się jako Polska w sytuacji, kiedy od prawo i procedury ustąpiły swawolnym decyzjom polityków, kiedy wiele instytucji państwa przestało zasługiwać na swoje miano i kiedy próbuje się poddać obywateli rządom przepisów bezprawnych. Aby wyjść z owego stanu, nazwijmy to: „rozwibrowania prawa”, trzeba najpierw odsunąć od władzy sprawców tego zamieszania. Jednym, choć niejedynym, z narzędzi może być głosowanie 28 czerwca. Owszem, też obarczone wadą prawną, ale będące jakąś szansą.