POLECANE KSIĄŻKI
Maciej Miłkowski Gambit Sulta
Nisza, Warszawa 2019
Moja Krakowska Książka Miesiąca
Książka od początku pachnie spiskiem. Z jednej strony sprytny prawnik, który chce postawić w stan oskarżenia o wysokie odszkodowania Kościół żyjący z datków ludzi i wmawiający im od tysiącleci istnienie siły nadprzyrodzonej – Boga. Z drugiej – włączenie do akcji, jako głównego bohatera, naukowca, profesora filozofii i do tego związanego z Uniwersytetem Jagiellońskim oraz jego nobliwego Mistrza, którego rola w powieści jest wielce podejrzana, choć nie do końca wyjaśniona, to już perwersja!
Prof. Sult, filozof, to geniusz już od kołyski, ze zdaniem którego liczą się wszyscy. Dlatego minister sprawiedliwości zwraca się do niego, by opracował opinię sądową na temat istnienia Boga. Bagatela! Nobliwy krakowski profesor – niezależnie od tego, czy byłby wierzącym dewotem czy religijnym abnegatem – odmówiłby bez zastanowienia! Ale nie Sult, który w kwestii istnienia Boga nie ma wątpliwości. Jednakże musi przeprowadzić logiczny dowód, nim w opinii stwierdzi: istnieje lub nie istnieje. Po euforii nawet u geniusza budzą się wątpliwości. Nie może w tak rudymentarnej kwestii sam wydawać opinii burzących porządek świata – wprawdzie tylko religijny, ale konsekwencje mogą być nieprzewidywalne… Co zatem należy zrobić? Oczywiście! Powołać komisję! I tu się zaczyna… Skład komisji musi być przewidywalny, by zapewnić powzięcie opinii potwierdzającej nieistnienie Boga. Wiemy jednak, jak z komisjami bywa. Ich praca często doprowadza do zaskakujących zakończeń. Pojawiają się grupy interesów, naciski z pieniędzmi w tle…
Powieść Macieja Miłkowskiego posiada posmak sensacji, a nawet kryminału podszytego grozą. Dlatego czyta się ją z zapartym tchem. Jej niezwykłość polega jednak na tym, że można ją zaliczyć do gatunku powieści intelektualnych. To duże ryzyko dla autora, by przez świat filozofii i religii tak prowadzić czytelnika, by go nie stracić. By przebrnął przez trzyczęściową (ponad 400 stron!) powieść i na końcu miał poczucie niedosytu, a może zawodu z niespodziewanego zakończenia książki, która ma odpowiedzieć tylko na jedno – wydawało by się proste – pytanie: „czy istnieje Bóg?”.
Książkę czyta się o tyle przyjaźniej, że akcja rozrzucona jest w miejscach nam znanych, niemal codziennie odwiedzanych. Budynek Starego Teatru, plac Szczepański, plac Biskupi czy Planty – to tam spacerujemy, myślimy, dyskutujemy.
Janusz Paluch