Smocze jajo
Jestem z lepszego sortu
Z dumą i satysfakcją oznajmiam, że jestem z lepszego sortu. O wiele lepszego od sortu przypisanego mieszkańcom okolic Pałacu Kultury i Nauki, jakiegoś tam Mokotowa czy ulicy Nowogrodzkiej.
A z lepszego sortu jestem dlatego, że moi antenaci – członkowie plemiennego związku Wiślan – ochrzczeni zostali prawie sto lat wcześniej niż pozostali mieszkańcy ziem rozpiętych między Tatrami i Bałtykiem. I to właśnie my, mieszkańcy okolic Wawelu, jesteśmy – tak, tak – starszymi chrześcijanami, to nasz staż w kontaktach z niebiosami jest – tak, tak – po prostu dłuższy. Wszystko dlatego, że w roku 874 przyłączeni zostaliśmy do państwa wielkomorawskiego (dzisiejsze tereny Czech, Słowacji i Węgier) i przyjęliśmy zaprowadzone tam przez Cyryla i Metodego chrześcijaństwo w obrządku starocerkiewno-słowiańskim.
Członkowie plemiennego związku Wiślan ochrzczeni zostali prawie o sto lat wcześniej niż pozostali mieszkańcy ziem rozpiętych między Tatrami i Bałtykiem. I to my, mieszkańcy okolic Wawelu, jesteśmy starszymi chrześcijanami, to nasz staż w kontaktach z niebiosami jest dłuższy.
Jestem z lepszego sortu także i dlatego, że tegoroczne wakacje spędziłem nad Dunajcem, w pobliżu Tropia. Położone w dolinie tej rzeki osady, takie jak znajdująca się w sąsiedztwie Podegrodzia wieś Naszacowice (okolice Nowego Sącza) czy usytuowana bardziej na północnym wschodzie Zawada Lanckorońska (okolice Zakliczyna), utrzymywały zażyłe kontakty z Wielką Morawą. Świadczą o tym znajdowane w tych miejscowościach, a pochodzące z południowej strony Karpat, fragmenty metalowych ostróg czy ozdobne lunule, srebrne kobiece wisiorki w kształcie półksiężyca. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że te tereny – tak, tak – próbowano chrystianizować o wiele wcześniej, zanim jeszcze plemiona Wiślan przyłączono do państwa wielkomorawskiego.
Pierwsi przybyli w te strony mnisi zwani Iroszkotami. Byli to zakonnicy z francuskiej Bretanii, z Irlandii, a także ze Szkocji, którzy najpierw zasiedlali klasztory nad górnym Dunajem, zwłaszcza w Bawarii. Stamtąd wyprawiali się na wschód, aby pełnić posługę misyjną wśród Słowian. Kiedy jednak władcy państwa wielkomorawskiego przyjęli u siebie Cyryla i Metodego (rok 863) i zaprowadzili u siebie obrządek starocerkiewno-słowiański, zaczęto ich usuwać z ziem położonych na południe od Karpat. Doliną Popradu powędrowali wtedy ku nam, na północ. Zachowało się wiele śladów ich pobytu w tych stronach, zwłaszcza w nazewnictwie. Posługujący się greką Iroszkoci pozostawili tu po sobie liczne terminy greckie i celtyckie. I tak, na przykład, sama miejscowość Tropie ma źródłosłów grecki (trope to grecku „zwrot”, „obrót”), a trzeba wiedzieć, że Dunajec wykonywał tu kiedyś jeden i drugi gwałtowny skręt. Do dziś zresztą ta miejscowość to dla wielu tutejszych mieszkańców po prostu Zawrot. Często spotykane w tych stronach nazwisko Szot, a to nic innego jak skrócona i uproszczona wersja słowa Szkot. Natomiast założyciel pobliskiej wsi Iwkowa miał na imię Jan, a w wersji celtyckiej to Iwo.
Jestem z lepszego sortu, bo z moim wakacyjnym Tropiem związana jest postać św. Świerada, jednego z największych ascetów, pierwszego polskiego misjonarza i świętego. Ten świadek początków chrześcijaństwa w tej części Europy najpierw uprawiał swoją pokutniczą i pustelniczą posługę w Tropiu, drugą część życia spędził na dzisiejszej Słowacji. Wstąpił tam do klasztoru na górze Zabor koło Nitry, odział się w habit i przyjął imię zakonne Andrzej. Ale wyrastał Świerad na chrześcijańskiej, już małopolskiej glebie. I choć ascezę i cierpienie uczynił swoim powołaniem, to jego imię – popularne wtedy w tych stronach – poświadcza, że był człowiekiem szczęśliwym. Świerad to po staropolsku „wsze rad”, „zawsze rad”. Tradycja mówi, że nauczał i wiódł swoje pustelnicze życie na terenie Tropia w lesie, pod skałą, kilkaset metrów od obecnego sanktuarium. A kiedy udał się do Nitry (rok 1018), zasłynął z ascezy, co drugi dzień pościł, posilał się tylko jednym orzechem włoskim. Do legendy przeszły tortury, jakie potrafił zadawać samemu sobie.
Wróciłem z wakacji z przeświadczeniem, że mam już chyba dostateczną liczbę dowodów na to, aby tytuł tego mojego gadania był prawdziwy.