Z najwyższej półki
Nie byliście, Marcinie, głupi
Bodaj każdy jego tekst i publiczne wystąpienie warte było namysłu. A już na pewno bezcenna była każda z nim rozmowa. Łączył to co najważniejsze: erudycję z mądrością, poczuciem dystansu i humoru oraz krytycznej ironii (także na swój temat).
Gdy swego czasu pisałem hasło Marcin Król do wydawanego przez Ośrodek Karta słownika Opozycja w PRL, sam byłem zdumiony zakresem i różnorodnością jego aktywności publicznej – choć przecież znałem już go i wiedziałem o nim sporo. Dość powiedzieć, że zajmował się i knuciem rozumianym dosłownie – jako doktorant Uniwersytetu Warszawskiego uczestniczył w akcjach opozycyjnych końca lat 60. i tzw. wydarzeniach marcowych 1968 roku (był m.in. współautorem Deklaracji ruchu studenckiego, za co trafił do więzienia), a potem wydawał wbrew cenzurze II-obiegowy kwartalnik Res Publika – jedno z najważniejszych niezależnych pism politycznych PRL. Równocześnie – na tyle, na ile się dało – uprawiał wolną myśl i pracę naukową: czy to w ramach oficjalnych seminariów w PAN, nieoficjalnych wykładów Towarzystwa Kursów Naukowych czy na łamach legalnego i cenzurowanego, ale niezależnego od władz „Tygodnika Powszechnego”. A potem przyszła wolna Polska – był przy Okrągłym Stole, a w III RP choć nie przyjął żadnego oficjalnego stanowiska, to wciąż zajmował się sprawami publicznymi – czy to jako komentator, czy też propagator na Wisłą współczesnej światowej filozofii polityki.
Marcin Król: „Państwo przegrało. Przestańmy słuchać państwa. I tak wszystko się wali. (…) Pozostaje nam zachować spokój i czekać na rozwój wypadków. (…) A przede wszystkim pomagajmy sobie nawzajem, gdyż ktoś musi tę funkcję państwa wypełnić. Przede wszystkim pomagajmy chociaż jednemu bliźniemu. Pomagajmy sobie samym”.
Cały czas był przy tym silnie związany z Krakowem. W „Tygodniku Powszechnym” nie tylko publikował, ale w 1982 roku został też członkiem Zespołu pisma. Wśród gorąco dyskutowanych jego książek byli „Stańczycy” – antologia myśli politycznej XIX-wiecznych konserwatystów krakowskich, których koncepcje próbowano odnosić do strategii środowisk niezależnych w Polsce należącej do bloku sowieckiego. Ale przyjeżdżał też do Krakowa towarzysko, choćby z racji przyjaźni z Krzysztofem Kozłowskim. Nasze imieninowe ogniska (bo też byłem solenizantem) w ogrodzie KK przeradzały się wraz ze pojawieniem się Marcina w długonocne dyskusje, złożone po części z jego pasjonujących miniwykładów przy pieczonej kiełbasie i whisky.
* * *
W 2014 roku Marcin dokonał brutalnego publicznego rozrachunku. Stwierdził: „Byliśmy głupi”. Miał na myśli generację twórców III RP – a więc i siebie – która z uniwersalnej triady starych wartości postawiła jedynie na wolność, zapominając o równości i braterstwie. „Zapanowało złudzenie, że każdy człowiek może żyć osobno, w ramach swojej osobistej wolności gdzieś tam pracować, zarabiać możliwie jak najwięcej, używać życia jak najwięcej, a ktoś tam będzie nami rządził. Można się zająć własnymi przyjemnościami, a nie zawracać sobie głowy sprawami tego świata”. W ten sposób indywidualizm wyparł inne ważne wartości, a zwłaszcza zabił poczucie wspólnoty. Efektem jest inwazja populizmu i klęska prawdziwej, odpowiedzialnej polityki (oraz brak poważnych polityków).
* * *
Ale nie oszczędzał też obecnych władców Polski. W pisanych aż do końca cyklicznych notatkach na Facebooku (powinna powstać z nich pośmiertna książka) za największą winę ludzi PiS – ba, zbrodnię –uznawał to, że próbuje pozbawić nas godności, klasy, marzeń, pięknych wartości i uczuć, roztropności i zdrowego rozsądku. Nazywał PiS „zabójcami ducha”. I precyzował: „Ich zbrodnia polega na odrzuceniu kultury wyższej i na próbie sprowadzenia nas wszystkich do świata bez ducha, w którym liczy się tylko brutalna siła pogardy i zbydlęcenia”.
* * *
Pisał tuż przed śmiercią: „Państwo przegrało. Przestańmy słuchać państwa. I tak wszystko się wali. I tylko władza, zajęta sama sobą, o tym nie wie”. I dalej: „Pozostaje nam zachować spokój i czekać na rozwój wypadków. (…) A przede wszystkim pomagajmy sobie nawzajem, gdyż ktoś musi tę funkcję państwa wypełnić. Jest tu olbrzymie pole do popisu. Przede wszystkim pomagajmy chociaż jednemu bliźniemu. Pomagajmy sobie samym. I pamiętajmy, że w nadchodzi czas zimowy i dziesiątki tysięcy ludzi nie mają gdzie mieszkać, co jeść i władze państwowe się nimi nie zajmą. Pomagajmy uczyć cudze dzieci, pomagajmy pomagać sobie. Promyk nadziei w pomocy wzajemnej – na tyle musi nas być stać”.
Marcinie, kto, jak kto, ale Ty nie byłeś głupi.