Wacław Krupiński przez lata był kronikarzem krakowskiej kultury. Jak znakomitym, przekonajcie się sięgając po wydaną właśnie przez Universitas książkę Kulturałki czyli lustro, zbiór felietonów drukowanych w „Dzienniku Polskim” w latach 2000-2017.

To były czasy, kiedy ludzkość rozpoczynała dzień od prasy. Każdego poranka w tramwajach, autobusach, kawiarniach, krakowianie chowali głowy za płachtami gazet, wśród których prym wodził „Dziennik Polski”.  Wiele miejsca poświęcał on kulturze. Odpowiadał za nią w gazecie Wacław Krupiński.

To od niego słyszałam wielokrotnie powtarzane za Bismarckiem zdanie, że jest szczęściarzem, bo posiada luksus publicznego wyrażania swojego zdania. – Dziennikarstwo dało mi poczucie, że mogę oddziaływać na szerokie grono osób, dzieląc się z nimi oglądem rzeczywistości. Z czasem poczułem siłę sprawczą swoich tekstów. Zwłaszcza publikując „Kulturałki” wiedziałem, że sporo czytelników sięga po tę rubrykę, że ceni moje zdanie i chce się z mymi opiniami konfrontować.

Wyboru profesji dokonał podczas studiów polonistycznych na UJ. Od trzeciego roku nudził się na nich jak mops, a perspektywa bycia nauczycielem, przyprawiała go o palpitację serca. Za to już na I roku spotkał Józefa Żuka Opalskiego, który przejął zajęcia po prof. Kazimierzu Wyce. – Żuk ukształtował mój gust, moją wrażliwość. Bez Żuka nie byłbym tym, kim jestem – mówi dzisiaj z pełnym przekonaniem.

Jako student zaczął pisać do „Magazynu Studenckiego”. Niebawem kierował tą jednodniówką, co doceniło jury ogólnopolskiego konkursu dla dziennikarzy studenckich, przyznając pismu nagrodę Czerwonej Róży, a Wackowi jej indywidualny odpowiednik. A potem był legendarny „Student”, „Dziennik Polski” i „Czas Krakowski”, gdzie przez pełnił funkcję sekretarza redakcji. Po dwóch latach wrócił do „Dziennika”.

– Pisałem o kulturze będąc nieistniejącym kierownikiem nieistniejącego działu kultury i byłem jednym z redaktorów wydania, tyle że o poglądach coraz bardziej odbiegających od skręcającej w prawo gazety. I „za karę” zostałem kierownikiem reaktywowanego po latach działu kultury. To był wspaniały czas. Miałem poczucie, że razem z zespołem jesteśmy częścią życia kulturalnego Krakowa. Pochwalę się, że w 2004 r. zostałem zgłoszony do nagrody Grand Press z uzasadnieniem: „Praca redaktorska red. Krupińskiego sprawia, że „Dziennik Polski” powszechnie uważany jest w środowisku kulturalnym za najbardziej kompetentne i opiniotwórcze czasopismo krakowskie”.

Pracowali na tę opinię świetni dziennikarze gazety i współpracownicy. W zespole działu kultury była Jolanta Antecka, która znała całe środowisko plastyczne, teksty przysyłali tak znakomici autorzy jak: Adam Walaciński, Anna Woźniakowska, Józef Żuk Opalski, Jan Pieszczachowicz, Paweł Głowacki, Marek Oramus, Grzegorz Tusiewicz, Jolanta Ciosek, Łukasz Maciejewski… – Miałem poczucie, że opisujemy i recenzujemy wszystko, co ważne, co czyni z Krakowa miasto kultury. Sam oczywiście również pisałem.

Redaktor Krupiński wybrał sobie dość przyjemne poletko, z gracją poruszając się po świecie lżejszej muzy i opisując występy estradowe, kabaretowe, ale też zaglądając do teatru czy sięgając po literackie nowości. We wszystkich swoich artykułach kierował się jedną zasadą – chwalił twórczość, która według niego była na najwyższym poziomie, ganił tę, która była słaba lub nie korespondowała z jego gustem. I takie były drukowane co tydzień w wydaniu weekendowym „Dziennika” „Kulturałki”.

– W tym zawodzie nie można być kochanym przez wszystkich. Jeśli konfrontujesz swoje opinie z innymi, to z tej konfrontacji musisz wyjść nieraz z podbitym okiem. Pamiętam, że skrytykowany Marek Pacuła przez rok nie odpowiadał na moje „cześć”, z Jerzym Stuhrem też przestaliśmy mówić sobie „dzień dobry”. Inni, jak prezes Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, Zbigniew Witek, zapraszali na kawę, by przedstawić swoje racje.

Jak do dziś rezonują „Kulturałki”, można było się przekonać podczas promocji książki w Piwnicy pod Baranami. Anna Polony, czytając felieton poświęcony nie najlepszemu spektaklowi w Teatrze STU, śmiała się głośno i tłumaczyła, że nie mogła rzucić rolą, co sugerował autor felietonu, ze względu na kolegów, którzy chcieli grać i zarabiać. A siedzący na widowni Krzysztof Jasiński wtrącił z humorem: „A do mnie przychodzili aktorzy i mówili, że musimy grać z uwagi na Polony”.

– Teraz już rzadko pisuję, nieraz coś zamieszczę na FB. Nie współbrzmię z panującą dziś estetyką. Miałem ogromne szczęście poznać dzięki dziennikarstwu wszystkich idoli mojej młodości, pisać o nich, z wieloma nawiązać bliższą znajomość. Ze smutkiem dostrzegam, że oni są już często po Tamtej Stronie, że „Kulturalki” to w dużej mierze księga Nieobecnych.

Niemniej rezygnować z luksusu upubliczniania własnego zdania Krupiński nie zamierza. – Zrobię to w kolejnej książce, do której właśnie zasiadam – zapowiada.

 

Wacław Krupiński jest dziennikarzem i autorem wielu książek, m.in. takich jak: Głowy piwniczne, Moje woperowstąpienie. Rozmowy z Jadwigą Romańską, Zbigniew Wodecki. Pszczoła, Bach i skrzypce, Jan Kanty Osobny. Jan Kanty Pawluśkiewicz w rozmowie z Wacławem Krupińskim