Okiem Beresia
Historia, książki i wakacje
Książka w wakacje – marzenie moje i, wierzę, mnóstwa jajogłowych. W skwarne południe poczuć na karku ziąb zbrodni, deszczowym porankiem zanurzyć się w ciekawej biografii, a zimnym wieczorem smakować gorący romans. Ale do tego, najmocniej, polecam historię. Zresztą Historia przez duże H Polaków od wieków studzi, rozpala i upaja.
Chcemy rozpocząć już dzisiaj rozmowę o przyszłej Polsce. Bo choć wygląda na to, że Zło długo jeszcze porządzi nad Wisłą, to przecież zasada jest prosta: jak jest dobrze, to będzie źle, a jak jest źle – to na pewno będzie w końcu dobrze. Więc czas smuty się skończy. Ale czy ktoś myśli nad tym jakiej Polski wówczas będziemy chcieli?
Rozpoczynamy więc dyskusję „Polska po Złych Czasach”.
Otwieramy więc ten numer tekstem Marcina Celińskiego, który jest za polityką historyczną – rzecz jasna rozsądnie prowadzoną, niezakłamywaną, pełniącą właściwie funkcję edukacyjną. Autor w jakiejś postaci zapewne akceptowałby nawet istnienie IPN, rzecz jasna nieupolitycznionego, niezakłamanego, nie jako narzędzia propagandowej indoktrynacji społeczeństwa, a po prostu miejsca rzetelnych badań i edukacji.
Ale my w tym samym numerze rekomendujemy doskonałe książki z serii Historia bez IPN wydawane przez środowisko „Przeglądu Tygodniowego”. Nie dlatego, aby z tezami głoszonymi przez wszystkich autorów się zgadzać, ale że to nareszcie jakieś inspirujący, inny od dominującego zakłamania punkt widzenia.
Tak, dzisiaj mamy polską „smutę”. I nie chodzi tylko o politykę i te lub inne rządy – chodzi o stan ducha: stan zgody na bezmyślność, akceptację uprzedzeń i marzenia o Silnym Człowieku, który jak nas weźmie za kark, to wtedy będzie nam dobrze.
A my chcemy tematem „historia i edukacja” rozpocząć już dzisiaj rozmowę o przyszłej Polsce. Wprawdzie wygląda na to, że Zło długo jeszcze porządzi nad Wisłą, to przecież zasada jest prosta: jak jest dobrze, to będzie źle, a jak jest źle – to na pewno będzie w końcu dobrze.
Więc nikt nie ma wątpliwości, że ten czas smuty się skończy. Ale czy ktoś myśli o tym, jakiej Polski wówczas będziemy chcieli?
Rozpoczynamy więc dyskusję: „Polska po Złych Czasach”.
Nie szukamy konkretnych rozwiązań. Tym bardziej nie zajmujemy się personaliami i nie szukamy paragrafów dla winnych dzisiejszego zła. Tym niech się zajmują sztaby polityków, propagandystów i prawników. My szukamy rozwiązań w sferze idei. Pomysłów na myślenie. Inspirujących, a może nawet kontrowersyjnych koncepcji.
Na początek historia i – ewentualnie – polityka historyczna. Choć sam bym wolał powiedzieć: edukacja historyczna.
Niedawno spierałem się z Celińskim na temat polityki historycznej. I nadal twierdzę, że wszelkie dekretowanie rozumienia historii źle się kończy. Zakładanie budowania wzorców patriotycznych w kulturze i sztuce zwykle oznacza gwałt na poziomie kultury i sztuki. Utrzymywanie instytucji zajmującej się historią – poza uczelniami wyższymi i PAN – zawsze będzie się kończyło nadużyciami i awansami partyjnych oficerów politycznych. Mówię więc NIE DLA IPN. Ale krew mnie też zalewa na to, że lata rządów polskiej inteligencji nie doprowadziły do tego, aby od pierwszych klas uczyć w szkole współczesnej, nowoczesnej wiedzy o Polsce i o świecie. Aby budować ciągłość wokół rozpoznawalnych wątków historycznych, a także, a dlaczegóż nie – wątków budujących wspólnotę i dumę. Co nie oznacza, że należałoby zrezygnować ze wskazywania złych stron II, II i IV RP.
Trzeba nauczyć się mówić mądrze o PRL – i to nie ukrywając sukcesów tamtej epoki, jeśli nie chcemy, by dzisiaj tandetni populiści nie zdobywali władzy, czerpiąc z mitu PRL: wszak wiele osób nadal pamięta PRL jako czas prosperity, awansu, nadziei. Trzeba też nauczyć się mówić o powojennej partyzantce – wszak w podziemiu znalazło się wielu pospolitych przestępców. Jak to powiadał dr Marcin Zaremba: „Część »żołnierzy wyklętych « wybrałaby partyzantkę bez względu na panujący w Polsce ustrój”.
Starajmy się zatem już dzisiaj dyskutować – tylko tyle i aż tyle.
Chętnie wymienimy się poglądami na łamach i internetowych stronach zarówno „Przeglądu Tygodniowego”, jak i miesięcznika „Kraków”.
* * *
W wakacje zatem książka, historia i – ewentualnie – polityka historyczna. Choć ja bym wolał powiedzieć: edukacja historyczna. Że w wakacje? A co, w wakacje tylko schłodzone białe wino? Zapewniam – ten napój konweniuje z grubą książką.