Bedeker krakowski
Pamiętnik pandemiczny: 13 czerwca 2020
W drodze z Krakowa do Komborni przy bramie co drugiego domu wisiał plakat wyborczy z twarzą urzędującego prezydenta: „Mój prezydent” – głosił napis. Nieco rzadziej na przejeżdżającą Ninę gapił się z plakatu Szymon Hołownia.
W piątek przyśnił się Ninie prezydent. Stali naprzeciw siebie w grubych kożuchach ze zwierzęcej skóry na jakimś szczycie góry, w tle jakby w zwolnionym tempie topniały lodowce. Prezydent nie patrzył w tamtą stronę – jego wzrok intensywnie skupiał się na czymś, co stało kilka metrów za Niną, a ona sama bała się spojrzeć za siebie. Prezydent milczał, po czym położył palec na ustach i bezgłośnie powiedział „ciii”. Nina zastygła – prezydent miał na ramieniu strzelbę i wiedziała, że nie jest to atrapa. Oboje zamiast zimowych butów górskich mieli na sobie wysokie obuwie narciarskie z ledowymi lampkami, których noszenie, nie wiedzieć czemu, było w śnie obowiązkowe. Ninie przeszło przez głowę, że to pewnie brat ministra Szumowskiego zadzierzgnął kolejną przyjaźń z jakimś zakopiańskim producentem owych badziewnych buciorów obczepionych migającymi światełkami i dlatego 38 mln Polaków nosi teraz ten szajs. Nie było to jednak tak pewne, jak historia ze sprzedawcą oscypków, która niestety wydarzyła się na jawie. Prezydent w śnie Niny powoli sięgał do strzelby, schylił się, zrobił krok do przodu. Nina stała nadal w absolutnej ciszy, każdy oddech zamieniał się w ból, bo temperatura wokół zaczęła prędko spadać. Oboje zamarzali, prezydent uniósł broń, a Nina ostatkiem sił zerknęła za siebie. Broń wystrzeliła, a kula zawisła w powietrzu jak w tanim filmie science fiction klasy B. Wzrok Niny przeniósł się z kuli na cel strzału. Zmrużyła oczy. Widziała siebie zmultiplikowaną w tysiącach kopii. Setki Nin podnosiło rękę do twarzy, by zasłonić się przed strzałem. To ona była celem.
Nagle przebudziła się i prawie spadła z hamaku. Upał był nie do zniesienia. W pałacu w Komborni, gdzie spędzała długi czerwcowy weekend, było już sporo hotelowych gości. Obsługa, która jeszcze trzy miesiące temu liczyła 50 osób, teraz skurczyła się do 15. Wszyscy podnosili się z klęczek spod ciosu koronawirusa, a niepisaną umową był zakaz rozmów o COVID 19 i zbliżających się wyborach. W tym celu właściciel hotelu wyłączył Wi-Fi. Żadnych wiadomości z zewnątrz.
Nina przypomniała sobie swój sen.
– Wiesz co mi się śniło? Prezydent chciał do mnie strzela
– A właściwie do tysięcy mnie.
– Ty Nina może już nie pij – odpowiedziała Natalia, zaśmiewając się nad kieliszkiem prossecco. – Wyglądasz, jak byś miała zaraz dostać udaru.
Twarz Niny przypominała sałatkę z buraków, a skóra jaśniała od potu. Słabła z każdą chwilę.
– To ja się położę w cieniu.
– Poleż, poleż, bo ci nieźle w czachę przygrzało – Natalia dalej chichotała.
Myśli Niny pędziły w poszukiwaniu sensu. Skąd jej się to wzięło? Według staropolskiego sennika sen o prezydencie zwiastuje rozczarowania i przykrości -pisano na ezoterycznych portalach. W drodze z Krakowa do Komborni przy bramie co drugiego domu wisiał plakat wyborczy z twarzą urzędującego prezydenta: „Mój prezydent” – głosił napis. Nieco rzadziej na przejeżdżającą Ninę gapił się z plakatu Szymon Hołownia. Przy każdym mijanym kandydacie Nina przewracała oczami z niesmakiem. Pewnie od tych plakatów pomieszało się jej w głowie.
W sobotę miała kilka nieodebranych połączeń. W końcu odebrała.
– Włącz wiadomości i posłuchaj, co mówi prezydent. Mówią dziś o nas we wszystkich mediach na świecie – usłyszała głos znajomego.
Nina zastygła. A jednak do niej strzelił.