Bedeker krakowski
Sztywny hol
Przyznajcie sami, że najgorsze pytanie, jakie można zadać drugiemu człowiekowi na początku nowej dekady, brzmi: jak życie?
– Jak życie? – zawołał do Niny kolega z biurka obok, któremu od gadania przez słuchawki o kredytach na panele słoneczne popękały żyłki w uszach.
Ninę to pytanie natychmiast wpędza w stupor. Czuje, że zamarz jak piloci w filmie katastroficznym Pojutrze, który oglądała latem z byłym już mężem w Międzyzdrojach. W filmie świat niszczy epoka lodowcowa, w której nadejście oczywiście nikt nie wierzył (poza głównym bohaterem). Nina wybrała to dzieło z nadzieją, że mąż złapie aluzję, skończyło się niestety na wymianie zdań o efektach specjalnych. Zapamiętała scenę, w której piloci lecą na zwiady, jednak w ułamku sekund zamarzają, a ich ciała pękają i rozpadają się na lodowe kawałki. To pytanie „jak życie?”, które przecięło powietrze jak dłuto, zamieniło ją właśnie w zbity, gładki pomnik, wykuty z takiej samej góry lodowej, o którą rozbił się Titanic. Chciała coś powiedzieć, ale nawet słowa zaczęły wypadać jej z ust w postaci kostek lodu i trzeba było poczekać aż się rozpuszczą, żeby dowiedzieć się, o czym ta dziewczyna w ogóle mówi.
Zwykle jest tak, że jedziesz sobie po równiutkim asfalcie życia i niczego się nie spodziewasz. I nagle bach! Ktoś się zagapi i wjeżdża ci z impetem w tył.
– Od ponad dwóch miesięcy jestem niewierząca w życie – wyrecytował kolega ze wzrokiem wbitym w blat, gdy słowa Niny w końcu rozpuściły się na dobre, spływając strużką wody po biurku. – Ale Ninuś, dlaczego? – domagał się odpowiedzi.
– Wszystko przez sztywny hol. Chciałabym zredukować swój ślad węglowy do zera. – Woda kapała już na podłogę.
Ekrany komputerów odbijały się i migotały w oczach Niny jak złowrogi regiment, który wyrósł i zaatakował ich nagle na open spejsie. Serwis informacyjny o ekologii pocieszał ją, że w Waszyngtonie właśnie otwarto dom pogrzebowy, który przerabia zwłoki człowieka na kompost i zamyka je w 30 biodegradowalnych naczyniach. Była dopiero ósma rano, a aplikacja pokazała, że normy są przekroczone w Krakowie o 700 procent. W rankingu było to drugie najbardziej zanieczyszczone miasto na świecie i nikt nie chciał wiedzieć, kto zajął miejsce pierwsze. Nina wyglądała, jakby miała gorączkę, ale ciało i twarz były przezroczyste jak foliówka z Tesco. Marzyła, by każdy kolejny wdech smogu wbił się jej w płuca tysiącami gwoździ. Paść trupem tu i teraz, żeby to wszystko nie musiało ją już obchodzić.
Nina dopiero po trzydziestym roku życia odkryła świat motoryzacji, który dokładnie opisuje to, o co chodzi w życiu. Trzeba mieć prawo jazdy i dobrze znać zasady ruchu drogowego. Wiadomo, jak się skończyła historia, gdy poznała jednego zajętego gościa i wyprzedzała na trzeciego na podwójnej ciągłej. Przez długi czas udawała, że nie widzi znaku ostrzegawczego „Koniec nawierzchni bitumicznej”. Zgubiła ją brawura. Uznała, że jej mottem będzie od teraz „Zakaz wjazdu”. Przez kilka miesięcy zachowywała bezpieczny odstęp, ani jednego punktu karnego.
Do dnia, w którym ktoś nie wjechał jej w dupę.
Zwykle jest tak, że jedziesz sobie po równiutkim asfalcie życia i niczego się nie spodziewasz. I nagle bach! Ktoś się zagapi i wjeżdża ci z impetem w tył. Szarpnięcie, miłość, zderzak do wymiany. Tak było z Niną. Gdy facet wysiadł z auta zobaczyła, że ma żółte tablice rejestracyjne, a więc jest trochę starszy i ma doświadczenie. Będzie wiedział, jak to wszystko naprawić.
Po dwóch miesiącach wielogodzinnych rozmów Nina poczuła, że ma poluzowane klocki hamulcowe. Awaria zacisku. Postanowiła, że przejedzie się po mieście i sprawdzi, czy klocki są w porządku. Szybko okazało się, że hamulec nie działa i Nina dała się uwieść. Było miło. On siedział nago na jej łóżku. Nagle powiedział, że teraz nie jest gotów na żadną wspólną podróż, bo wciąż dochodzi do siebie po poprzedniej stłuczce.
W głowie Niny zawirowało. Czemu jest taką idiotką? Gdyby lepiej przyjrzała się drodze, dostrzegłaby, że jest na jakimś brudnym, niebezpiecznym poboczu. Że jest środkiem znieczulającym i to miejscowo. Ale było już za późno. Sprawę wyjaśniła jej przyjaciółka.
– I co, odzywa się jeszcze czy cię zupełnie olał? – zapytała Natalia.
– Codziennie się odzywa…
– Czyli sztywny hol.
– Co? – Nina nie rozumiała.
– Holuje cię na sztywno. Jeden samochód ciągnie drugi pilnując, by ten z awarią hamulców sunął za nim, ale w bezpiecznej odległości. W tym czasie rozgląda się na światłach za lepszymi modelami. Faceci, kochana, nie używają linki – powiedziała Natalia, wskazując Ninie na dział z alkoholami w Lidlu.