GALERIA KRAKOWA
Między medycyną a sztuką, czyli rozmowa kontrolowana
Jacek Madej
To nie będzie jedna z opisywanych przeze mnie w tej rubryce wizyt w pracowni artysty. Do prawdziwej pracowni Jacka Madeja nie mogę wejść, ponieważ mieści się ona w sali operacyjnej Szpitala Żeromskiego, gdzie ratuje on zdrowie i życie pacjentów. Tam niespecjalnie da się rozmawiać o sztuce. Ale w moim ulubionym Klezmer Hois już tak.
Przed wyjściem z domu obejrzałam stronę internetową, na której Jacek zamieszcza swoje zdjęcia, przede wszystkim krajobrazy, na dodatek wykonane techniką analogową. Byłam więc przekonana, że za chwilę spotkam człowieka o romantycznej duszy, który w pięknych pejzażach szuka ukojenia. Przy stoliku czekał jednak na mnie mężczyzna, którego strój i aparycja bardziej przypominały muzyka rockowego niż statecznego lekarza czy autora nastrojowych fotografii. Już wiedziałam, że będzie niekonwencjonalnie, a co za tym idzie – ciekawie. Oczywiście, pod warunkiem że nie zadzwoni komórka, przez którą lekarz może w każdej chwili zostać wezwany do szpitala.
– Mam nadzieję, że nic się nie wydarzy i nie przywiozą pacjenta z nożem w brzuchu – zażartował, a ja na wszelki wypadek od razu przeszłam do rzeczy. Ciekawiło mnie, co skłoniło go do zajęcia się fotografią i to na zdecydowanie wyższym poziomie niż pstrykanie zdjęć z wakacji. – Wszystko zaczęło się, kiedy na rynku pojawiły się aparaty cyfrowe. Fascynowało mnie początkowo, jakie fajne zdjęcia można nimi robić bez żadnego wysiłku, ustawiania skomplikowanych parametrów, mierzenia światła, szukania ostrości czy głębi. Ale szybko zaczęło mnie to nudzić. Sięgnąłem więc po aparat analogowy, który jest wyzwaniem i wymaga znacznie więcej zachodu. Żeby zrobić jakieś fajne pejzaże, trzeba wstać rano, trafić na odpowiednią pogodę. No i jest ten element zaskoczenia, kiedy wywoła się kliszę i nie wiadomo, co się na niej znajdzie.
Z biegiem czasu dr Madej zaczął coraz bardziej zgłębiać technikę fotografii, poznając możliwości, jakie daje mariaż niegdysiejszej techniki z programami komputerowymi. Poddawanie zdjęć analogowych obróbce cyfrowej przynosiło intrygujące efekty. Tak powstały niepokojące widoki spowitych mgłami łąk, nocnego Krakowa czy nadmorskich krajobrazów. Jacek Madej nie byłby sobą, gdyby czasem nie pozwolił sobie na odrobinę przewrotności. Nastrojowy cykl Morze, w którym znaczącą rolę odgrywa świetnie uchwycone, odbijające się w wodzie światło, zakończył obrazem butelek po piwie. – Zobaczyłem ich niesamowitą ilość w pobliskiej knajpie i pomyślałem, że są one kontynuacją fal, które przed chwilą fotografowałem.
W jego kadrach ludzie pojawiają się dosyć rzadko. Chyba że są to sesje portretowe, które organizował z takimi jak on zapaleńcami, wynajmując profesjonalne studio, makijażystki, oświetleniowców… – Kiedyś zaproszono mnie na pokaz mody, ale robienie zdjęć modelkom chodzącym po wybiegu wydało mi się nudne. Wybawiła mnie od tego dzwoniąca komórka, bo właśnie byłem na dyżurze pod telefonem. Nigdy nie biorę ze sobą aparatu do szpitala, ale tym razem miałem go ze sobą. Na sali operacyjnej pstryknąłem kilka zdjęć. Nie mam jednak w sobie duszy reportera, nigdy już więcej tego nie zrobiłem – mówi dr Madej, przy okazji przyznając, że fotografię na razie porzucił. Doszedł bowiem do takiego momentu, że musiałby zacząć poświęcać jej dużo czasu, by wejść na wyższy poziom profesjonalizmu.
A trudno to zrobić, gdy ma się tyle co on zainteresowań. Na przykład motocykle. Ukochaną maszyną BMW K1600 GTL wyrusza na samotne wyprawy do Chorwacji, poza utartymi szlakami, po drodze podziwiając alpejskie widoki. Po latach wrócił też do pasji muzycznych. – W szkole uczyłem się grać na pianinie, ale metody stosowane w Ognisku Muzycznym, czyli bicie linijką po łapach, raczej nie sprzyjały osiągnięciu wirtuozowskiego poziomu. Jednak kiedyś u kolegi w domu zacząłem grać na pianinie elektrycznym. Tak mnie to wciągnęło, że też kupiłem sobie instrument i ćwiczyłem na nim podczas pandemii. Zapisałem się na lekcje, na których uczę się grać rockowe kawałki. To mi się podoba, tylko nie wiem, czy nie porzucę pianina, tak jak fotografii, ponieważ na drodze stanęła mi właśnie gitara – śmieje się, a ja zaczynam rozumieć, że jest przed nim jeszcze niejedno artystyczne wyzwanie.
Leżący na stoliku telefon milczy, choć widzę, że przez całą naszą rozmowę dr Madej spogląda na niego kątem oka. To pozwala mi wyciągnąć wniosek, że żadna z jego licznych pasji nie przebije medycyny. – No tak, mam mnóstwo zainteresowań, ale nic nie daje takiej satysfakcji jak sukces odniesiony na sali operacyjnej – wyznaje lekarz, a żeby nie było za poważnie, dodaje: – Z chirurgią jest tak, jak z naprawą samochodu, z tą tylko różnicą, że wszystkich części nie da się wymienić. Ale zawsze trzeba próbować.
Magda Huzarska-Szumiec
Jacek Madej ukończył Wydział Lekarski Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu. Posiada tytuł specjalisty I i II stopnia w dziedzinie chirurgii ogólnej. Obecnie jest w trakcie specjalizacji z zakresu chirurgii onkologicznej. Od 1996 roku pracuje na Oddziale Chirurgii Ogólnej, Onkologicznej i Małoinwazyjnej Szpitala im. S. Żeromskiego w Krakowie.