Lubię lubić
Pisarz i pieniądze
Pisarz nie może nigdy zagwarantować, że nie okaże się głupi.
Problem kuszenia jest w moim życiu żywo obecny, i to od kołyski. Ale kuszenie pieniędzmi – nigdy. Rozumuję tak: żeby kusić mnie pieniędzmi, musiałabym być przydatna komuś (towarzystwu, stowarzyszeniu, partii, społeczeństwu) do czegoś, wpisywać się w plan, odpowiadać na zapotrzebowanie, krótko mówiąc: ktoś miałby interes mnie lansować. Do tego jestem kobietą, a kobieta, wiadomo, zawsze wymyśli tysiąc uzasadnień, dlaczego pracuje za darmo. Poza nielicznymi wyjątkami, mało także dałam się poznać towarzysko. Za dużo siedzę w domu i piszę.
Czy pisarz (piszę „pisarz”, ale w domyśle: twórca, artysta) potrzebuje pieniędzy do generowania treści? Nie. Po wielekroć nie. Człowiek nie pisze dlatego, że mu za to płacą, ale dlatego, że nie może nie pisać (malować, komponować, grać). Jest to specyficzna forma życia i jeśli człowiek rozpozna, że tak ma, musi się z tym pogodzić bez względu na konsekwencje i warunki, w jakich przyjdzie mu żyć. Albo odpuścić. Tu leży prawdopodobnie ten węzeł, niezrozumiały dla reszty, która ma inaczej.
Czasem dzielny, nieskarżący się, bardzo twórczy twórca dochodzi do kresu wytrzymałości. „Nie potrzebuję prestiżu, chcę pieniędzyˮ – powiedział zmęczony szukaniem środków na produkcję swoich filmów Robert Bresson, odmawiając przyjęcia nagrody krytyków na festiwalu w Cannes w 1974 roku.
W temacie twórczości i pieniędzy moją latarnią mógłby być Conrad, ale dobitniejszy jest pewien mało znany tekst Gombrowicza, którego fragment przytoczę: „Przede wszystkim chciałbym zaatakować słowo pisarz. Nie ma pisarzy albo, jeśli chcecie, każdy człowiek, który potrafi pisać, jest pisarzem. (…) Wielkość literatury polega właśnie na tym, że każdy człowiek posługuje się językiem i może się wyrazić. Pisanie nie jest więc zawodem. Do pisania niezbędna jest osobowość i wyższy stopień ducha. Według mnie śmieszne jest uznawanie pisania za funkcję społeczną, która ma być wynagrodzona. Piszę to, co chcę. Piszę dla własnej przyjemności. Piszę na własne ryzyko. Zadanie moje jest więc sprawą całkowicie prywatną. A jeśli ktoś kupuje moje książki, tym lepiej. Wtedy dopiero mam prawo do udziału w tym interesie, ale jest to rzecz drugorzędna, niemająca nic wspólnego z prawdziwą literaturą, z literaturą ducha. Dlatego właśnie system biurokratyczny panujący w Europie Wschodniej, gdzie pisarz ma być czymś w rodzaju przewodnika, mistrza czy rzecznika, jest najlepszym sposobem zabijania wyrazu. (…) Pisarz nie może nigdy zagwarantować, że nie okaże się głupi. Nie jest on istotą wyższą, jest tylko istotą, która pragnie być wyższą, jest kandydatem do wyższości. (…) Sztuka jest prywatną konwersacją między dwoma osobami: pomiędzy tym, kto mówi, i tym, kto słowa odbiera. Nie mniej i nie więcej”.
Zdanie Bressona znajdziemy w pasjonującym tekście Tycjana Gołuńskiego (Tycjanie, na biografię Bressona czekamy pilnie) La Genèse Roberta Bressona w: „EKRANyˮ 2013, nr 3/4. Tekst Pisarz i pieniądze, odpowiedź na ankietę „Times Literary Supplementˮ, Witold Gombrowicz podyktował po francusku swojej żonie Ricie 22 lipca 1969 roku, dwa dni przed śmiercią (pisarze ducha pracują do końca). W języku polskim możemy go przeczytać w numerze 7/8 z 1972 roku paryskiej „Kulturyˮ.