MIASTA RAZEM: Kraków

Profesorowie – prezydent Jacek Majchrowski oraz wiceprezydent Andrzej Kulig: Kraków, czyli świat (część 4): PRZYSZŁOŚĆ CZYLI JUTRO
rozmawiają Magda Huzarska-Szumiec, Witold Bereś i Krzysztof Burnetko

Juliusz Leo, prezydent miasta w latach 1904–1918, długo był uważany za najlepszego i najdłużej panującego włodarza Krakowa. Ale co to jest te jego 4974 dni panowania wobec 7124 prof. Jacka Majchrowskiego, które minęły 4 czerwca 2022 roku, gdy wręczał nagrodę miesięcznika „Kraków i Świat” PORTRETY.

A przenieśmy do Krakowa w roku 2072, gdybyśmy – niech będzie, wraz z Juliuszem Leo – chcieli sprawdzić jak wygląda. Czy Kraków przyszłości będzie przyjaznym miastem? Do czego byście go porównali? Czy to będzie nowoczesne miasto typu Berlin, gdzie będą przyjeżdżali młodzi ludzie, czy to będzie, może i zamożne, ale miasto dla raczej starszych osób?

JM: Miasto musi być dla wszystkich – dla młodych i dla starszych. Zwracam uwagę na jedną rzecz: są w Krakowie miejsca, do których przyjeżdżają młodzi ludzie i to się spotyka z wyraźnym protestem. Plac Nowy, cały Kazimierz, Fabryka Cygar – to fantastyczne miejsca, ale one budzą masę protestów.

AK: Hmm… A ja myślę, że przyszłość Krakowa Pana Prezydenta pewnie…

JM: … nie obchodzi?

AK: … zirytuje. To, co powiedzieliście, to ważny kierunek. Miasto jest przyjazne, ale powinno być przyjazne bardziej. Dziś jest przyjazne wyspowo, ale w niektórych miejscach – nie jest. Są blokowiska, gdzie nie ma możliwości wybudowania żłobka. To ten element, który powinien być teraz uzupełniany. Trzeba tworzyć możliwości dobrego funkcjonowania. Miasto podczas prezydentury Majchrowskiego wpompowało ogromne pieniądze w przestrzenie sportowe: hale, boiska, baseny. Większość tych obiektów jest przy szkołach i gdy się kończą lekcje, są zamykane na klucz. A to powinno nadal pracować! Tyle że w placówkach edukacyjnych obowiązuje Karta Nauczyciela i nie ma nadgodzin, więc zamykają. Musimy to zmienić, bo to jest gigantyczna baza, która powinna służyć ludziom.

Tu może znowu powinniśmy wobec tego pogadać o pieniądzach. Skąd na to środki?

AK: Powiem tak – to, co robi miasto za takie psie pieniądze, jakie ma do dyspozycji – to i tak mistrzostwo świata. Trzeba przeprowadzić precyzyjną akcję: co się da wyłączyć z zasobów szkoły, zrobić to, co można, zasobem ogólnym, a zostawić to, co musi pozostać zasobem szkolnym. Bo w pierwszej kolejności obiekty te muszą służyć uczniom i to jest poza dyskusją, bo po to powstały.

JM: Jak jest rozsądny dyrektor szkoły, to potrafi to tak zrobić, żeby to funkcjonowało. Musi mu się chcieć.

AK: Ale oprócz tego musi być dozorca, ratownik, nauczyciel, któremu się płaci. I muszą być na to pieniądze. Sam dyrektor nie ma tych pieniędzy.

JM: A pamiętacie, jakie larum się podniosło, gdy chciano zwiększyć pensum nauczyciela? Że musi mieć czas na przygotowanie się do lekcji. Więc może nauczyciel wychowania fizycznego przygotuje się w taki właśnie sposób do swej lekcji?

Jeśli przy sporcie jesteśmy… Panowie Prezydenci, wybaczcie mi teraz język ciut knajacki, ale emocje cisną: po cholerę nam Igrzyska Europejskie? Po co nam marginalna, propagandowa impreza zamiast sportu dla wszystkich?

JM: To nie jest kwestia propagandowa. Jeżeli mamy mówić, że jesteśmy miastem sportu – a nikt nie protestuje przeciwko, na przykład, mistrzostwom świata w piłce ręcznej mężczyzn, podczas których w Tauron Arenie będzie grała grupa polska, czy przeciwko mistrzostwom świata w siatkówce – to musimy robić również inne wielkie imprezy.

A tu mówicie, że to drugorzędne zawody. Nie wiem, czy wiecie, że wszystkie te imprezy, które mają się odbywać w ramach Igrzysk Europejskich, będą równocześnie na poziomie mistrzostw Europy? I będą równocześnie kwalifikacjami do olimpiady w Paryżu. Czy to są drugorzędne imprezy? Więc nie ma tego niebezpieczeństwa, że tu przyjedzie trzeci garnitur sportowców, tylko będą ci naprawdę najwybitniejsi.

I to jest jedna sprawa. A druga to pieniądze. Dostaliśmy straszliwie w kość tak zwaną „piątką Kaczyńskiego” – tylko w zeszłym roku oznaczała ona 250 milionów złotych w plecy budżetu miasta. Potem doszła zmiana rozliczeń podatku PIT, co wedle wyliczeń Unii Metropolii Polskich oznaczało dla Krakowa w plecy kolejne 370 milionów. To już ponad 600 milionów. I jeżeli teraz dostajemy na Igrzyska Europejskie – niby pół miliarda, bo 350 milionów na strukturę miejską i 150 na imprezy sportowe – to nam trochę te straty pokrywa. Jeśli dostaniemy z budżetu kolejne 100 milionów na inwestycje niezwiązane z Igrzyskami, ale de facto związane z miastem, to nam to też pomoże. Słowem – będzie dobry sport, ale i dobre pieniądze.

A jak igrzyska odczują mieszkańcy Krakowa? Czy im się to w jakiś sposób opłaci?

AK: Jedyne, co nam zostanie, to narzekanie na to, co dzisiaj robimy. Czyli narzeka się na remont ulicy Prądnickiej czy remont Kobierzyńskiej, zniszczonej potwornie. Ale potem, kiedy już zapomnimy o igrzyskach i o utyskiwaniu na remonty, to zostaną nowe, naprawione ulice.

Czyli – jeśli myślimy o przyszłorocznym budżecie, to się o nic nie musimy bać?

JM: Jak to nie? My boimy się co roku, każdego.

AK: Zawsze się boimy, ale teraz jesteśmy przerażeni.