Okiem Beresia
JAK LITERATURĘ OPISYWAĆ
Drodzy Czytelnicy, Wydawcy i Autorzy,
Zespół miesięcznika pilnie czyta nowe książki. Ale gdybyśmy mieli na łamach zamieszczać choćby same adresy bibliograficzne, to urobek wydawców z jednego tylko miesiąca zapełniłby numer od deski do deski i bez grama ilustracji w środku.
W 2021 roku wydawcy wypuścili na rynek 33 957 książek. To są 93 pozycje dziennie, a pierwszymi wydaniami wśród nich było aż 85 książek. Nawet jeśli odliczyć literaturę fachową i podręczniki (łącznie dziesięć procent), to wychodzi, że recenzent poważnie traktujący pracę winien dziennie zapoznać się z 77 (siedemdziesięcioma siedmioma!) tytułami.
I mniej nie będzie: na przykład maleńka Dania zajmuje pierwsze miejsce w Europie, jeśli chodzi liczbę książek na jednego mieszkańca. Polska zajmuje w tej klasyfikacji trzecie miejsce – od końca. To znaczy, że mamy jeszcze spory margines – niestety.
*
Pod zaborem austriackim ukazywał się w Krakowie w latach 1888–1895 ilustrowany dwutygodnik literacko-artystyczny „Świat”. Z pismem współpracowali między innymi Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Jan Kasprowicz i Lucjan Rydel. Tu po raz pierwszy zamieszczano reprodukcje Grottgera i Matejki.
Potem, jak to bywało, bywa i bywać będzie – tytuł przejęła w latach 1906–1939 Warszawa. „Ilustrowany Magazyn Tygodniowy Świat” był lepszy, zamieszczał też dodatek „Romans i Powieść”, w którym publikowali między innymi Kornel Makuszyński, Zofia Nałkowska, Władysław Reymont i Stanisław Ignacy Witkiewicz.
W tym samym czasie, też w Warszawie, ukazywało się inne ważne pismo: „Wiadomości Literackie”. Jak niektórzy złośliwie mówili: „pismo ludzi zadowolonych”. Ale wpływowe. Tu pisywali Boy-Żeleński, Iwaszkiewicz, Broniewski, Dąbrowska i Czapski. Tu ukazała się Lokomotywa Tuwima i fragmenty Granicy Nałkowskiej, a Słonimski smagał satyrą „Kronik Tygodniowych”, opatrując każdy komentarz krytyczny pod adresem władz formułą „mżgsr” („Mimo że Gdynia się rozbudowuje”).
Ale ich nakłady? Oba mieściły się w przedziale 10–15 tys. egzemplarzy. Ale skoro ok. 33 procent ludności powyżej 10. roku życia nie umiało czytać i pisać, a nieustający kryzys gospodarczy kazał koncentrować się na chlebie i zapałkach…
*
Radykalnie zmienili optykę patrzenia na kulturę komuniści po roku 1945. Zauważyli, że indoktrynacja światopoglądowa ma być we wszystkim. Szli więc szerokim nurtem: od książki kucharskiej azjatyckich narodów ZSRR poprzez bratni kolarski Wyścig Pokoju aż po kulturę, w tym masową, z komiksem, serialem TV oraz gigantycznymi nakładami.
Na szczęście – zwłaszcza w przypadku kultury – indoktrynacja często przegrywała.
Najważniejszy popkulturowy tytuł, tygodnik „Przekrój”, co rusz miał kłopoty, gdyż za mało pisał o dorobku ZSRR. A jego współpracownikami byli między innymi Ludwik Jerzy Kern, Sławomir Mrożek, Lucjan Kydryński i Konstanty Ildefons Gałczyński, a do tego drukował Hemingwaya i amerykański czarny kryminał.
Ba, krakowski tygodnik „Życie Literackie”, prowadzony przez zdeklarowanego komunistę Władysława Machejka, był jeszcze jednym wentylem duszącej się kultury polskiej. Tu na łamach pojawiali się Henryk Markiewicz, Wisława Szymborska, Olgierd Terlecki i Stanisław Lem.
Poza kategoriami był „Tygodnik Powszechny”. Tu Kisielewski, Malewska, Gołubiew, Herbert, Turowicz i multum innych wielkich dawało ożywcze powietrze.
*
III RP wyrosła w czasach, gdy kultura zabijana jest przez zasięgi. W zamian dostajemy internet w domu i w zagrodzie, a portale rezygnują z kultury, zastępując ją działami „Glamour”, „Lifestyle” albo „Co nowego na Netflixie?”. Owszem, dzielnie walczą stare tytuły: „Polityka”, „Tygodnik Przegląd” i kultura.gazeta.pl. Ale inni? Szkoda gadać…
Na szczęście jest też kilka nowych tytułów, doskonale mieszczących się w nowych czasach. To na pewno portale magazynpismo.pl oraz dwutygodnik.com czy też nieodzowny portal Culture.pl, wydawany przez Instytut Adama Mickiewicza, jedyna chyba rzecz, której nowe władze nie spieprzyły.
Ale główny problem pisania o kulturze to problem weryfikacji. Czy bowiem chcesz mieć wiedzę uśrednioną czy wyrastającą z autorytetu?
W pierwszym wypadku, dzięki tysiącom głosów (plus sterowanym recenzjom i tajnym reklamom) możesz się dowiedzieć, że najlepszą książką ever jest Złodziejka książek Markusa Zusaka. Jest lepsza niż piąty w rankingu Mistrz i Małgorzata Bułhakowa… Bo to, że Anioły i demony Dana Browna (miejsce dziesiąte) biją na łeb, na szyję Lalkę Bolesława Prusa (miejsce 49.) jest oczywiste. Ale też nie sposób nie zapytać: dlaczego Lalka jest aż dwa miejsca wyżej niż arcydzieło, jakim jest Ciemniejsza strona Greya?
Przecież tytuł sugeruje jeszcze większe SM niż tak zwane powieść Eriki L. James.
Chcieliście wolność, no to ją macie – oznajmił z Trybuny sejmowej Wielki Ojczym Narodu. Odpowiedziały mu burzliwe okładki i owacje na stojąco trwające 24 i pół minuty