POLECANE KSIĄŻKI
Jakub Ciećkiewicz Koniec świata na mojej ulicy
Austeria, Kraków–Budapeszt–Syrakuzy 2020
Debiut piękny i nostalgiczny
„ – Gdy-wszy-scy-uma-rną, to dom sta-nie się pu-sty – wykrzykuje w tańcu moja czteroletnia wnuczka Małgosia.
Uśmiecham się…
Tak, jestem już stary i na tyle mądry, że nie wiem, jak żyć.
Ważne jest światło, wszystkie frakcje rozłożone na paletach pajęczyn, rozbłyski słońca w rzece, zapach łąki i taniec ważki… to wszystko jest ważne.
Także skrzypienie okna na strychu, malwy w ogródku, stary patefon, chomąto, pachnące skórą siodło po przodkach…
Tyle już wiem, a więc zostanę zbawiony”.
Ta książka zachwyca. Najpierw – szatą graficzną. To, co wydawca i autor (bo wiem o ich wspólnej pracy) z książką zrobili, absolutnie kwalifikuje się do wszelkich nagród edytorskich – i nie byłoby tego bez znakomitych fotografii autorstwa samego Ciećkiewicza (bo i fotograf to utalentowany). Mało tego – książka nie tylko jest po prostu piękna, ale wzięcie jej do ręki oznacza, że już zaczyna żyć innym, swoim życiem. Jakby pulsowała, namawiała: czytaj, ciesz się mną, smakuj!
Więc zanurzasz się w nią w dowolnym miejscu i od razu płyniesz, unosisz się na fali wspomnień, ewokacja pcha cię w krainę mitów dzieciństwa, duchy stają jako żywe, a przeszłość staje się teraźniejszością, realnością. Poetycka proza miesza się tu z wierszem, a reporterski zapis – z nostalgią.
Ciećkiewicz mieszkał (mieszka?) w starym, rodzinnym, wielopokoleniowym domu na Olszy i codziennie miał perspektywę spoglądania w mijające losy rodziny. Stąd historyczne zdjęcia przeplatają się z dowcipnie napisanym obrazem ze śmierci 105-letniego patriarchy rodu, któremu przypinają ordery od cesarza Franciszka Józefa i od Gomułki. Stąd straszliwe panoptikum lokalnych postaci okrutnych (oprawcy rodzinnego pana Mecha) przekładane jest wzruszającą opowieścią o rowerze.
„Największym walorem tej znakomitej prozo-poezji jest jej świeży, jędrny język, oryginalna metaforyka, niezwykła ekspresyjność, a także swoista rytmika i obrazowość. Humor miesza się z nostalgią, dramatyzm z komizmem” – tak wybitny poeta Józef Baran zachwyca się językiem Ciećkiewicza i porównuje ten tekst do tekstów Schulza
Nie wiem, czy akurat Schulz. Wydaje się, że takie porównanie może być zbyt wielkim ciężarem i krępować. Bo Ciećkiewicz jest samoswój, jest osobisty i idzie swoją drogą.
Ten nastrojowy tom to debiut. Bożeż Ty mój – ale jakże niezwykły!
Szczerze zazdroszczę.
(wb)