Poza Krakowem
Jeszcze w zielone
Raportuję z Warszawy. Zielonej Warszawy, w której ludzie tęsknią za sobą nawzajem i za tym specyficznym rodzajem piękna, którego nie da się znaleźć w czterech ścianach, choć da się tu znaleźć prawie wszystko.
Ja też tęsknię. Zasiedziałe miesiące rujnują wrażliwość, tak przynajmniej sama to czuję. Odciskają się na mięśniach, powodują obolały kręgosłup i w ogóle obolałe ciało, które w normalnych warunkach latałoby to tu, to tam, przewietrzało się i dawało więcej kreatywności umysłowi. Czuję się czasem, jakbym długo siedziała w szafie, ściśnięta, skulona. Wszystkie te zgniecione miejsca bolą. Boli też głowa. Lubię napięcie jako stan skupienia, emocji, ekscytacji, ale to niewygodne napięcie, które roznosi się po całym ciele i z którym trzeba żyć, jest nie do zniesienia.
Co zatem zrobić? Lekarz? SPA? Las?
Być może jestem strasznie naiwna, ale wciąż głęboko wierzę, że w takich sytuacjach i ciału pomaga sztuka. Nie każda, nie zawsze i nie każde ciało będzie reagować na nią tak samo, ale jej skuteczności nie doceniamy. Dlatego nie jestem optymistką i nie widzę tłumów rzucających się na koncerty, spektakle, festiwale w pierwszej chwili, gdy będzie to w pełni możliwe. Metodą bardzo małych kroków będziemy to raczej odrabiać latami. Ale małe kroki też się liczą. Zarówno w stronę filharmonii, jak i zielonego parku.
Jakimś cudem przegapiliśmy Rośliny i zwierzęta w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie, bierzmy pendolino i pędźmy do Wilanowa. Wystawa zadomowiła się na całe lato w Muzeum Pałacu Króla Jana III.
Szukam sobie chwil oddechu. I nadal, mimo wielu lat pracy w kulturze, są w tych poszukiwaniach miłe zaskoczenia. A w czasach, w których podążamy najczęściej za sławą ludzi lub produktu, mnie uderzyła sława pewnej wystawy, która właśnie zjechała z Krakowa do Warszawy. Podczas krakowskiej ekspozycji mówiło się o niej tak dużo i tak celebrycko, że trudno było tego nie zauważyć. Królowała na Instagramie, była modnym hasztagiem, wszyscy chcieli zobaczyć Rośliny i zwierzęta. Naprawdę. Zwykłe i niezwykłe rośliny i zwierzęta, bo z atlasów historii naturalnej w epoce Karola Linneusza. Jeśli jakimś cudem przegapiliśmy to w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie, bierzmy pendolino i pędźmy do Wilanowa.
Wystawa zadomowiła się na całe lato w Muzeum Pałacu Króla Jana III, znakomicie zresztą wypełniając różne jego zakamarki. Kiedyś było to dzikie miejsce zachwytu nad przyrodą. Dzisiaj – środek metropolii, w której wciąż tego zachwytu potrzebujemy. Nie zmieniła się potrzeba uciekania tutaj po rozluźnienie i radość, jaką niosą natura i sztuka. Najlepiej w duecie. Wiedział o tym Sobieski, król-ogrodnik, wspierający ludzi kultury i naukowców. Czuły władca, jak o nim piszą w przebogatych materiałach, towarzyszących wilanowskiej odsłonie Roślin i zwierząt.
I teraz najtrudniejsze – jak ubrać w znane słowa to, co można tam zobaczyć. Chyba dobrze, że czasem nam tych słów brakuje. Techniki i kolory, w jakich pokazano naturę, oraz szczegółowość, z jaką ją postanowiono przedstawić, są obłędne. Moje oko jednak najmocniej szukało śladów i dzieł Marii Sibylli Merian, niemiecko-holenderskiej przyrodniczki, podróżniczki, artystki, badaczki flory i fauny, a szczególnie świata owadów, przez wiele lat kompletnie zapomnianej. Kobiety niezwykłej nie tylko na swoje, ale i na nasze czasy. Łączą się w jej fascynującej biografii dwie najwspanialsze cechy kobiecości – siła i determinacja w podążaniu własną drogą i łagodność dostrzegania świata w najmniejszych jego elementach, jak na przykład owady, którymi się zajmowała. Na cześć Merian nazwano wiele roślin i zwierząt. Pasję i miłość do przyrody przekazała córkom, a ja mam cichą nadzieję, że trochę z tej mistrzyni sztuki botanicznej może mieć każda dziewczynka, dziewczyna i dorosła pani, która skupi na jej pracach swój wzrok. Właśnie to zrobiłam.
Rośliny i zwierzęta pokazują nam dokładnie to, o czym mówi tytuł. Prościej się nie da. Ale piękniej chyba też nie. Tutaj sztuka łączy się z naturą w sposób, który rozrusza i mózg, i ciało. Ta wystawa jest jak lekarz, SPA i las w jednym. Powinna być zapisywana na receptę.