REKOMENDACJE KULTURALNE
Łukasz Maciejewski Księżycowi mężczyźni
Po siedmiu latach przerwy, a na dodatek w słabo rokującym (nasuwa się słowo „martwym”, ale brzmiałoby ono niesmacznie) czasie panowania Covid-19, zespół Świetliki ogłosił kolejną płytę.
Premiera Słonecznych chłopców Neila Simona pojawiła się w najlepszym momencie. Zmęczeni, znękani rzeczywistością, czekamy na trochę światła, odrobinę optymizmu.
Słoneczni chłopcy w reżyserii Pawła Szumca, koprodukcja Teatru KTO i Teatru Miejskiego w Lesznie, dają optymizm. Są przy tym mądrym, błyskotliwie opowiedzianym teatrem.
Komediowa sztuka Simona z 1972 roku doczekała się niezliczonych wystawień teatralnych i aż dwóch wersji hollywoodzkich, z których przynajmniej jedna, film Herberta Rossa z 1975 roku z Georgem Burnsem i Walterem Mathau, wypadła znakomicie. Sukces nie był niespodzianką. Opowieść o dwóch starszych panach, niegdyś popularnych komikach, tworzących uwielbiany przez publiczność duet, dzisiaj wegetujących w zapomnieniu i we wzajemnych animozjach, którzy stają przed ostatnią szansą na come back, to idealnie skrojony materiał dla dwóch doświadczonych i lubianych aktorów. W Polsce „słonecznych chłopców” grali między innymi Franciszek Pieczka, Zbigniew Zapasiewicz, Krzysztof Kowalewski, Piotr Fronczewski, Edward Dziewoński i Witold Pyrkosz. Nie inaczej jest w spektaklu Pawła Szumca. Willy’ego Clarka zagrał Leszek Piskorz, Ala Lewisa – Jacek Strama. A chociaż na scenie można podziwiać również Pawła Kumięgę, Magdalenę Hertrich-Woleńską czy Rafała Sadowskiego, scena należy tylko do tej dwójki: Piskorza i Stramy, Willy’ego i Ala.
Jak w najlepszych sztukach komediowych – jest śmiesznie, inteligentnie i błyskotliwie, ale także gorzko, nostalgicznie i refleksyjnie. Wielka w tym zasługa reżysera, nienachalnej scenografii Marka Brauna i integralnych kostiumów Jolanty Łagowskiej. A przede wszystkim aktorów.
Obaj panowie byli kolegami z roku w krakowskiej PWST, ale na scenie spotkali się dopiero teraz. Jacek Strama, jako aktor, ma zdecydowanie mniejsze aktorskie doświadczenie od Piskorza. W latach 2004–2016 był przede wszystkim dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Ludowego, ale – zwłaszcza w latach 70. i 80. ubiegłego wieku – grał z powodzeniem i w „Ludowym”, i w Teatrze Bagatela. Leszek Piskorz to natomiast legenda krakowskiego aktorstwa. Całe zawodowe życie związany z jednym miejscem – Starym Teatrem, dziesiątki tytułów, ról, najwybitniejsze nazwiska, lata świetności i lata posuchy „Starego”. W utkanej z delikatnością, zabawną, ale i poruszającą w swoim tragizmie kreacją Willy’ego, Piskorz pięknie poprowadzony przez Szumca, w tragikomicznej formie pokazuje doświadczenie aktora w ogóle i własne doświadczenie w szczególe. Oto wieczny niedosyt wpisany w aktorską profesję, tęsknota za czymś więcej, czymś nigdy nieosiągalnym, bo przecież świadomy aktor, a Piskorz jest aktorem wybitnie świadomym, wie dobrze, że spełnienie w tym zawodzie nie jest możliwe. Patrzyłem na Willy’ego-Piskorza i widziałem jego Jo-Ja z Chłopców, Starca z Wyzwolenia, Bosego z Mistrza i Małgorzaty, Kessela z Lunatyków, Oronta z Mizantropa, Chochoła z Wesela, Clova z Końcówki, Dąbrowskiego z Nocy Listopadowej… Swinarski, Korzeniewski, Wajda, Jarocki, Lupa, Kutz, Zioło… Leszek Piskorz: całe życie w teatrze. Słoneczny chłopiec, księżycowy mężczyzna. Aktorstwo to blask.
Słoneczni chłopcy, reż. Paweł Szumiec, w Krakowie: Krakowska Opera Kameralna, od września – nowa siedziba Teatru KTO.