Jak pisać o krainach zapadłych?
Tekst: Małgorzata Nocuń (laureatka Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO – 2022)
Postawiłam właśnie ostatnią kropkę w książce o życiu kobiet w krajach poradzieckich i wiem już, z jakim spotkam się zarzutem. Otóż usłyszę, że nie opisałam tylu ważnych postaci i zjawisk.
Podróżując przez piętnaście lat po krajach byłego ZSRR, lubiłam przyglądać się ludziom. Procesy polityczne, gospodarcze, rewolucje i przewroty pałacowe, owszem, są zajmujące, ale nie sposób nawet ich porównać do opowieści zasłyszanych w marszrutkach i pociągach (którymi trasę pokonuje się nawet trzy dni), na pchlich targach i bazarach. Zresztą w każdej z tych historii w tle pozostaje wielka polityka (represje stalinowskie, Wielki Terror, II wojna światowa – wciąż jeszcze nazywana na tych terenach Wielką Wojną Ojczyźnianą), w zderzeniu z którą ludzkie życie staje się niewiele warte. Kiedy słyszy się: „Wie pani i wtedy przyszło NKWD i na moich oczach zastrzeliło ojca, a mnie z matką wtrącono do bydlęcego wagonu i zesłano na Syberię. Tam zostałam sierotą” – można tylko zamilknąć. Szybko uzmysłowiłam sobie, że opowieści kobiet są ciekawsze niż mężczyzn. Intymne, przesycone wrażliwością i czułością. Zrozumiałam, że tych kobiet przez dziesięciolecia nikt nie wysłuchiwał, a i dziś rzadko słucha. Kraje byłego ZSRR są do szpiku kości patriarchalne. Tu głos mają mężczyźni. Postanowiłam więc napisać książkę o kobietach.
Żadnej historii dotyczącej ludzkiego życia nie da się udokumentować podczas jednego spotkania. Zanim zaczynałam zadawać pytania swoim bohaterkom, sama opowiadałam im o sobie. Uważałam, że jest to uczciwe. Przychodzę po intymne i najczęściej traumatyczne wspomnienia dotyczące ich życia, muszę więc podzielić się swoimi wspomnieniami i uczuciami. Zawsze więc cierpliwie i szczerze opowiadałam o dzieciństwie, rodzicach, mężu, przyjaciołach, pracy, zarobkach, a nawet o wysokości raty kredytu hipotecznego. Czekałam na chwilę, kiedy zapytają: „No dobrze, to co pani chce wiedzieć?”. Wtedy najczęściej odpowiadałam: „To, co pani chce opowiedzieć”.
Niekiedy dostrzegałam, że opowiadanie przynosi moim bohaterkom ulgę. Mówiły długo, ze szczegółami. Gdy mało było słów, wyciągały stare fotografie, listy. Płakały. Mało kto już przychodzi do nich, by wysłuchiwać wspomnień o blokadzie Leningradu w 1941 roku i kanibalizmie, który wtenczas zapanował w mieście, odsiadkach w łagrach czy działalności w samizdacie i przesłuchaniach przez KGB.
*
Kończąc pracę nad książką, pogodziłam się z tym, że będzie ona niepełna. Ten proces był dla mnie długi i bolesny. Myślałam, że powinnam jeszcze gdzieś pojechać, z kimś porozmawiać. Opisałam, co oczywiste, historie tylko tych kobiet, do których udało mi się dotrzeć i które los postawił na mojej drodze. Nie opisałam milionów losów, które na opisanie zasługują. Na pewno usłyszę więc, że moja opowieść powinna zawierać wiele przemilczanych wątków. Ktoś powie, że jest zbyt mroczna, pesymistyczna. Długo zastanawiałam się, co można na ten zarzut odpowiedzieć i doszłam do wniosku, że chciałabym, aby powstały inne książki na ten sam temat. O historii i położeniu kobiet w krajach byłego ZSRR milczano tak długo, że każdy reportaż czy praca naukowa na ten temat wzbogacają naszą wiedzę.
Historia na terytorium poradzieckim pisana jest krwią. Bohaterki mojej książki są byłymi żołnierkami, matkami, którym przedstawiciele reżimowego państwa zamordowali synów bądź mężów, uczonymi skazanymi przez ZSRR na spędzenie najlepszych lat życia w tajnych „zamkniętych miastach”, odgrodzonych od reszty świata drutami kolczastymi. Piszę też o Kaukazie Północnym i Azji Centralnej, gdzie przemoc wobec kobiet, gwałt, związki sędziwych facetów z dziewczynkami i wielożeństwo (formalnie zabronione przez prawo) są na porządku dziennym. By opisać te historie, musiałam nauczyć się panować nad emocjami. Przestać przeżywać traumę moich bohaterek. To trudna, ale potrzebna sztuka. Wracając z podróży po Poradziecji czułam się winna, że żyję w dobrobycie. Dziś wiem, że reporterka nie może zabierać ze sobą traumy swoich bohaterów.