Jasna strona „Venus”
6 maja 1970 roku w galerii Pałacu Pugetów zaprezentowano 160 kobiecych aktów. Na plakatach wystawy „Venus” widniała adnotacja: „Wstęp od lat 16”. Zdjęcia oglądało dziennie kilkaset osób. Niebawem kilka fotogramów skradli nieznani sprawcy.
System narzucony tej części Europy po 1945 roku niósł różnorodne ograniczenia. Mniejszego kalibru były ograniczenia natury obyczajowej. Nowa władza okazała się nadzwyczaj pruderyjna, a wszechobecna cenzura wytyczała ciasne granice, stojąc na straży wyznaczonych pryncypiów. Kraków, podobnie jak cały kraj, wziął głębszy oddech dopiero w 1956 roku, kiedy „odwilżowe” klimaty zrodziły pozytywny ferment, budząc ukryty potencjał we wszystkich niemal dziedzinach.
Striptiz Alicji
Uchylenie „żelaznej kurtyny” sprawiło, że z Zachodu zaczęły docierać filmy, sztuki teatralne, czasopisma itp. Wraz z nimi przyszły trendy, które w skostniałym, stęsknionym za nowościami świecie trafiły na bardzo podatny grunt. Nawet w konserwatywnym (podobno) Krakowie. Dotyczyło to większości odcieni tak zwanej codzienności. Dynamicznie, niemal z miesiąca na miesiąc, zmieniała się, na przykład, moda. Widać było to nie tylko na ulicach, ale też (a może zwłaszcza) na basenach i kąpieliskach. Bywające tam panie zaczęły coraz śmielej odsłaniać ciała, pojawiły się pierwsze dwuczęściowe stroje zwane bikini.
Nieco gorzej było z nagością. Przeciętny krakowianin raczej nie był z nią oswojony. Dlatego pierwsze pokazy striptizu, w lokalach nazywanych nocnymi, wzbudziły ogromny entuzjazm. Już u progu 1957 roku atrakcję taką proponowały dwa lokale kawiarniano-restauracyjne: Esplanada w secesyjnym pawilonie stojącym do 1960 roku w miejscu dzisiejszego Bunkra Sztuki oraz także nieistniejąca Warszawianka przy ul. 1 Maja 4 (dziś Dunajewskiego). Bliska odległość sprawiała, że mogła je sprawnie obsługiwać jedyna wtedy krakowska striptizerka. Ciepło i barwnie wspominał tamte lata scenograf i artysta malarz Kazimierz Wiśniak:
„Rock and roll i striptiz to były dwie nowości tamtych czasów, pojawiły się niemal równocześnie. Nocą w »Warszawiance « rozbierała się niejaka Alicja Darlen. Rozbierała się powoli, powoli też przygasało światło, a kiedy ściągała majteczki, gasło całkowicie. Publiczność szalała! Po kilku dniach stali bywalcy tego lokalu w momencie wyciemnienia świateł wyjmowali przyniesione ze sobą elektryczne latarki i oświetlali gołą striptizerkę”.
Początki bywają trudne, ale z czasem i taka atrakcja mogła się opatrzyć. Poza tym niebagatelną rolę odgrywały koszty, bo bilet do lokalu (zawierający zawsze tak zwany bon konsumpcyjny), kosztował na przełomie lat 50 i 60. aż 150 zł. Stanowiło to 1/10 przeciętnej pensji i niewielu mogło sobie na taką przyjemność pozwolić. W tych niełatwych czasach, kiedy nie wymyślono jeszcze internetu, a telewizja nadawała tylko jeden czarno-biały program, koneserzy uroków kobiecego ciała zdani byli jedynie na kolportowane w nieoficjalnym obiegu, zwykle kiepskiej jakości fotografie. No właśnie, fotografie…
KTF i Klimczak
U progu lat 60. ubiegłego wieku w krakowskiej prasie zaczęło pojawiać się nazwisko Władysława Klimczaka. Był dobiegającym czterdziestki pasjonatem fotografii, fotoreporterem „Dziennika Polskiego”. Działał w regionalnym oddziale Polskiego Towarzystwa Fotograficznego. W 1961 roku gremium to zyskało samodzielność jako Krakowskie Towarzystwo Fotograficzne, a Klimczak został jego wiceprezesem. Traf chciał, że kilka miesięcy później zmarł prezes Józef Górski, zostawiając Klimczakowi prezesurę i spore kłopoty finansowe, w jakie wpędził KTF jeden z jego nieuczciwych członków. Przed sądem Klimczak wykazał się niemałym sprytem, a przy okazji znajomością psychologii. Dzięki indywidualnym negocjacjom przełamał siłę zbiorowego pozwu i w efekcie KTF wypłaciło wierzycielom ledwie dziesiątą część żądanej kwoty.
KTF żmudnie budowało swoją markę, a jego prezes miewał nietuzinkowe pomysły. Jubileusz 600-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1964 roku stał się szansą do zyskania splendoru. Na wystawę Kraków i jego Uniwersytet nadeszły prace z całego kraju. Eksponowano je na jednej ze ścian w siedzibie Towarzystwa przy ul. Stolarskiej 9. O wiele większe zainteresowanie wzbudziła jednak inna ściana. Zawisło na niej 40 nastrojowych kobiecych aktów autorstwa Jerzego Wernera, grafika z krakowskiej ASP. Mieczysław Klimaszewski, rektor tej, artystycznej przecież, uczelni wyraził dyskretnie dezaprobatę: „Proszę zrozumieć, jubileusz, zagraniczni goście, będzie zaskoczenie, niekoniecznie pozytywne…”. Niezrażony Klimczak tłumaczył, że za granicą widzieli rzeczy bulwersujące o wiele bardziej, a zakazany owoc zawsze przyciąga. Kiedy jednak jubileuszową ekspozycję wizytował magistracki kierownik Wydziału Kultury Franciszek Kuduk, ścianę z aktami przezornie przysłonięto. Wieść o „ścianie Wernera” szybko obiegła Kraków i wystawę odwiedziło 35 tys. osób. Takiej frekwencji KTF jak dotąd nie odnotowało.
W marcu 1966 roku Klimczak zaprezentował na ul. Stolarskiej wystawę Impresje dziewczęce złożoną z fotogramów autorstwa Kazimiery Dyakowskiej, polskiej prekursorki kobiecego aktu. W Gliwicach, gdzie mieszkała, nikt nie odważył się podjąć ryzyka. W Krakowie dopisek na plakatach „Wstęp od lat 16” gwarantował frekwencję. Znów pojawiła się otoczka skandalu, ale prezes zacierał ręce: świetna reklama. Kiedy okazało się, że KTF zarobiło na wystawie 80 tys. zł., Dyakowska zażądała prowizji. Doszło do procesu, bo spotkała się z kategoryczną odmową. Sprawa zakończyła się ugodą, a i to może tylko dlatego, że poszkodowany akurat w wypadku samochodowym Klimczak nie mógł osobiście bronić swych – i sztuki – racji przed sądem.
Sytuacja powtórzyła się w 1968 roku, kiedy po wystawie Od aktu klasycznego do nowoczesnego krakowski fotografik Witold Michalik oczekiwał honorarium. Tym razem sąd podzielił niezłomne stanowisko prezesa, że zarabiać ma tylko KTF. Było to jednak kolejne przykre doświadczenie i prezes postanowił skończyć z wystawami indywidualnymi. A dla równowagi niejako Towarzystwo zorganizowało ekspozycję zatytułowaną Krajobraz i przyroda regionu krakowskiego.
Kolejny 1969 rok nie był dla Klimczaka łatwy. Najpierw z błahego pretekstu technikum, w którym uczył przez kilkanaście lat, podziękowało mu za współpracę. Wiadomo: pieniacz i promotor pornografii. Później zapadła decyzja o generalnym remoncie kamienicy przy ul. Stolarskiej 9. Towarzystwo już nigdy tam nie wróciło, bo budynek przeznaczony został na konsulat USA. Klimczak jednak jeszcze o tym nie wie i gorączkowo poszukuje tymczasowej siedziby. Udaje się mu zdobyć parter dawnego pałacu Pugetów przy ul. Bohaterów Stalingradu 13 (dziś Starowiślna). To rezydencja tylko z nazwy – opuszczona właśnie przez Prokuraturę Wojewódzką, zrujnowana, bez ogrzewania i mediów.
Prezes próbuje wyjednać środki na remont w magistracie, ale pechowo kończy swą misję prezydent Zbigniew Skolicki, a jego następca Jerzy Pękala jest nieprzystępny. W desperacji Klimczak wykłada własne pieniądze w formie pożyczki dla KTF. Remont kilku sal pałacu traktuje z pieczołowitością, z jaką dba się o własny dom. Przecież zbliża się 75-lecie Towarzystwa i siedziba musi być gotowa – tłumaczy.
Fototwórcy i fotoamatorzy
Tymczasem właśnie kwestia podwiązania KTF pod tradycje zawiązanego w 1895 roku Towarzystwa Miłośników Fotografii staje się zarzewiem konfliktu ze Związkiem Polskich Artystów Fotografików, elitarnym, dopieszczanym przez system stowarzyszeniem twórców. Fotograficy traktowali fotoamatorów pobłażliwie – jako rodzaj towarzystwa wzajemnej adoracji. Fotoamatorzy ripostowali, że to ZPAF korzysta z wszelkich beneficjów, pozostając na garnuszku ludowej władzy. Prezes Klimczak zawsze twierdził, że zabiegał o integrację obu środowisk. Może to prawda, ale nie było chyba w tych staraniach większego przekonania i dezintegracja trwała.
Tymczasem prezes ma w związku z jubileuszem bogate i sprecyzowane plany. Przede wszystkim chce powołać muzeum fotografii i wszelkich związanych z nią sprzętów. Marzy mu się ponadto wyższa uczelnia fotograficzna, realizacja pomysłu Walerego Rzewuskiego, krakowskiego pioniera fotografii sprzed stu lat.
Na wszystko to zarobić ma wystawa Venus, którą przygotowuje od końca 1969 roku. Udział może wziąć każdy – zrzeszony i niezrzeszony. Zabiega o zbliżenie z ZPAF, aby przypadkiem nie wkładali kija w szprychy.
W tym celu w lutym 1970 roku delegacja KTF udaje się do siedziby ZPAF przy ul. Solskiego 24 (dziś św. Tomasza). Po tym spotkaniu przychodzą kolejne i ocieplenie stosunków staje się faktem. Wkrótce Klimczak zaprasza wpływowego w środowisku Zbigniewa Łagockiego do jury I Ogólnopolskiego Salonu Fotografii Artystycznej „Venus 70”.
„Venus” po raz pierwszy
Świat końca lat 60. zmieniał się dynamicznie. Przede wszystkim rozwinął się ruch hippisowski, kojarzony powszechnie ze swobodą obyczajów. Zjawisko to stało się widoczne także w Polsce i w samym Krakowie. Przewrotem w tradycyjnej obyczajowości stała się legalizacja pornografii (twardej!) w Danii od 1969 roku. Już kilka miesięcy później przemycane stamtąd, głównie przez marynarzy, „mocne” pisemka dotarły między innymi pod Wawel.
Na krajowym podwórku nie było, rzecz jasna, takich sensacji, ale zmieniał się, na przykład, rynek prasy. We wrześniu 1969 roku zadebiutował tygodnik społeczno-polityczny „Perspektywy”. Zastąpił tygodnik „Świat” rozwiązany na fali czystek po marcu ʼ68 roku. „Perspektywy”, wydawane w kolorze i w niezłej już szacie graficznej, zamieszczały regularnie akty autorstwa warszawskiego fotografika Renarda Dudleya. Nieco słabsze edytorsko akty zdobiły też przedostatnią stronę miesięcznika „Widnokręgi”. Klimat przed kolejną kontrowersyjną wystawą zdawał się być zatem bardziej przyjazny niż ledwie parę lat wcześniej.
Był tylko jeden szkopuł – w kwietniu 1970 roku zapowiedziano huczne obchody 100-lecia urodzin Lenina. W Krakowie, na Zwierzyńcu przygotowano nawet muzeum wodza rewolucji. Czy to przypadkiem nam nie przeszkodzi – frasował się prezes. Nie przeszkodziło.
„Venus” otwarto 6 maja 1970 roku. 231 autorów z całej Polski nadesłało 1155 fotogramów, z których 205 jury zakwalifikowało do konkursu. W dwóch salach galerii zaprezentowano 160 fotogramów, w trzeciej sali klubowej urządzono ekspozycję „Ściana eksperymentalna”. Na plakatach pojawiła się adnotacja: „Wstęp od lat 16”. Powodzenie było ogromne. Wystawę oglądało dziennie kilkaset osób. Niebawem, w nocy 21/22 maja, nieznani sprawcy włamali się do galerii, kradnąc 11 fotogramów. Prasa odnotowała to jako „fakt bez precedensu w dotychczasowej historii wystawiennictwa fotograficznego”. Kilka miesięcy później, w niedzielę 13 września, tuż przed zamknięciem młody człowiek dokonał kolejnej kradzieży. Krótką walkę stoczyła z nim kobieta pilnująca wystawy. Zaalarmowany krzykiem strażnik zamknął drzwi wejściowe i napastnik zmuszony był uciekać przez okno. Zarząd KTF przyznał dzielnej pracownicy Cecylii Franczyk nagrodę w wysokości 500 zł. Po tym incydencie w galerii zainstalowano fotokomórki sprowadzone z Drezna, w zamian za wypożyczenie części fotogramów.
Pierwszą wystawę odwiedziło łącznie ponad 250 tys. widzów. Następna – „Venus 71” – miała już rangę salonu międzynarodowego. Na kolejne przysyłano średnio 3 tys. fotogramów. Z nich międzynarodowe jury dopuszczało około stu, co gwarantowało odpowiedni poziom artystyczny. Jak wspomina krakowski fotografik (obecnie współpracujący z „Krakowem”) Jan Zych: „W 1971 roku moje prace odrzucono, w następnym roku przyjęto, a w 1979 zostałem laureatem Grand Prix”.
Pozyskiwane środki pozwoliły realnie rozważać utworzenie muzeum. Już w 1972 roku staraniem prezesa KTF wyodrębniło w swojej strukturze zbiory pod nazwą Muzeum Historii Fotografii. Odtąd zaczęły się długoletnie starania o przydzielenie siedziby.
„Venus” odniosła spektakularny sukces, także finansowy. Ale bezinteresowna zawiść sprawiła jednak, że prezes Klimczak miał coraz mniej zwolenników. Były nawet przymiarki, aby wystawę zlikwidować, ale nikt z decydentów nie odważył się podjąć takiej decyzji. Łatwiej było nękać KTF niekończącymi się kontrolami, ale, o dziwo, wszystko się zgadzało. W tej sytuacji zwiększono opodatkowanie.
Wystawy odbywały się co roku i kiedy zdawało się, że spowszedniały, w 1975 roku wydarzył się poważny incydent. Podczas wernisażu 30-letnia Stanisława D. z okrzykiem: „Tak kończę Międzynarodowy Rok Kobiet!” oblała przyniesionym w słoiku lizolem z czerwoną farbą 14 fotogramów. Straty wyceniono na 50 tys. zł. Przed sądem zeznała, że czynu nie żałuje, bo stanęła w obronie poniżanych kobiet i dla równowagi żąda wystawy „Apollo 76”. Skazano ją na pół roku więzienia z zawieszeniem na cztery lata, bez grzywny.
Sprzeczne emocje towarzyszyły „Venus” od początku, a dowodem były wpisy w księdze pamiątkowej: „Już się nie boję ożenić – kawaler”; „Dla kogo właściwie urządzono tę wystawę?”; „Jako nauczycielka wyrażam swe oburzenie z powodu pokazywania zdjęć pornograficznych, które rozwijają niskie instynkty, co w rezultacie prowadzi do prostytucji, a w związku z tym do szerzenia się chorób wenerycznych oraz masowych gwałtów”; „Kiedy zorganizuje się wystawę męskiego aktu?”.
„Venus” po raz ostatni
Dopiero w 1982 roku MHF otrzymało nową siedzibę w oficynach kamienicy Hetmańskiej, która przechodziła właśnie poważny remont i przebudowę. 31 grudnia 1986, na bazie części zbiorów powstało odrębne, niezwiązane z KTF, państwowe MHF. Jego pierwszym dyrektorem był Klimczak pełniący nadal funkcję prezesa KTF. Ostatnią transzę zbiorów przewieziono z pałacu Pugetów do Hetmańskiej we wrześniu 1988 roku. W tym samym roku na wystawę nadeszło rekordowe 8 tys. fotogramów od 559 autorów z 38 krajów.
Z końcem lat 80. „Venus” przestała już szokować, ale nadchodziły nowe czasy i wyzwania, a prezes lubił być w centrum wydarzeń. W 1989 roku Muzeum wystawiło spektakularną ekspozycję Zginęli w Katyniu, zaprezentowaną rok później w Budapeszcie, przy okazji trwającej tam konferencji „Totalitaryzm w Europie Środkowej”. Wystawa została pokazana też w Moskwie i Wilnie.
W 1990 roku władze miasta pozbawiły Klimczaka funkcji dyrektora Muzeum Historii Fotografii. Ostatni Międzynarodowy Salon „Venus 91” został zorganizowany tylko siłą rozpędu, bo prace z kraju i z zagranicy już nadeszły. Nieoczekiwanym problemem stało się tylko ich wyeksponowanie, ponieważ gościny odmówiło MHF. Ostatecznie udało się urządzić wystawę w galerii Pod Krzywym Dębem przy ul. Karmelickiej 55, ale była to raczej namiastka wydarzenia, a nie dawny salon o międzynarodowej randze.
Tymczasem ledwie Muzeum i KTF zdążyły zadomowić sie w nowej siedzibie, kamienicę Hetmańską zwrócono prywatnym właścicielom. W 1992 roku MHF przeniesiono do willi przy ul. Józefitów 16, a KTF zostało eksmitowane wraz ze swoimi zbiorami, nie otrzymując niczego w zamian. Dopiero rok później zdobyło siedzibę przy galerii Nafta w Instytucie Górnictwa Naftowego i Gazownictwa przy ul. Lubicz 25. Po zerwaniu przez Muzeum współpracy KTF odmówiło przekazywania reszty swoich zbiorów państwowej placówce.
Tak oto kluczowy zapis porozumienia z 1986 roku o przekazaniu całości zbiorów KTF do nowego Muzeum nie został nigdy zrealizowany. Miejscy urzędnicy twierdzili, że winny jest Klimczak, on obarczał winą ich. W czerwcu 1994 roku Urząd Wojewódzki i państwowe Muzeum Historii Fotografii przegrały proces. Sąd uznał, że eksponaty są własnością KTF. Cóż z tego, kiedy cenne zbiory przechowywane przez kolejne lata w przypadkowych magazynach uległy w znacznej części zniszczeniu i rozproszeniu.
Doszło do tego, że część z nich znaleziono latem 2015 roku w skupie makulatury…