Wrocław udawał Pragę i Berlin, a pałac Goetzów grał w Klerze. Rozmowa z Katarzyną Węgrzyn Rozmawiała: Majka Lisińska-Kozioł, fot. Katarzyna Stachewicz

Katarzyna Węgrzyn – podróżniczka, blogerka i autorka przewodników po polskich miastach i miasteczkach: Lubię opowiadać czytelnikom, co mnie w danym miejscu zaskoczyło, a co zauroczyło.

Majka Lisińska-Kozioł: Jest Pani z zawodu…

Katarzyna Węgrzyn: Teraz już chyba podróżniczką, bo od jakichś dwóch lat zwiedzanie to nie tylko moja pasja, ale również praca. Jestem przy tym mamą i żoną na pełny etat. Robię magisterium z turystyki oraz studiuję historię.

Jest też Pani kierowcą?

Owszem.

I mechanikiem samochodowym w razie potrzeby?

Co to, to nie. Gdy trzeba zmienić koło albo naprawić auto, korzystam z tego, że jestem kobietą i proszę o pomoc. Nigdy – jak dotąd – nie zostałam sama z samochodowym kłopotem, nawet gdy wzywałam mechanika po godzinach pracy w jakieś odległe miejsce.

Wiadomo, ile kilometrów przejechała Pani po Polsce?

Sto tysięcy rocznie to norma. Mieszkam w Gdańsku, skąd niemal w każde miejsce kraju jest daleko.

Samochód to wytrzymuje?

Moja kia ma już na liczniku niemal 400 tysięcy, więc czasami jęknie i się zatrzyma. Dlatego rozglądam się za kolejnym autem, najlepiej takim, które nie zawiedzie mnie ani w trudnym terenie, ani na autostradzie.

A jak jest z pakowaniem się przed podróżą. Co Pani zabiera?

Jestem bardzo ekonomiczna, jeśli chodzi o pakowanie, ale jakiś bagaż musi być. Zawsze mam zapasową parę butów. Przydaje się kurtka przeciwdeszczowa, którą można włożyć na polar, latem zwykle zabieram środek na komary, bo wiem, że mogą uprzykrzyć życie. Priorytety to telefon, ładowarka, power banki i sprawny GPS, żeby móc się wydostać z dziwnych miejsc, w które czasami się zapuszczam.

Czy Pani dzieci lubią wyjazdy?

Myślę, że chłopcy złapali już bakcyla podróżowania i jakoś go spożytkują, gdy będą starsi. Pięcio- i dziesięciolatek mają jednak swoje potrzeby, więc gdy jedziemy razem, dobieram trasę tak, żeby się nie znużyli i nie zmęczyli. Często są też w jakimś stopniu moimi ekspertami. Gdy gdzieś się dobrze bawią, jakieś miejsce ich szczególnie interesuje, wspominają je, opowiadają o nim. Jest to wskazówka dla mnie, żeby polecić je rodzicom innych dzieci.

Na przykład?

Parki rozrywki to zawsze dobry pomysł. Jest ich w Polsce coraz więcej i są coraz ciekawsze. Energylandia w Zatorze działa od lat, ale wciąż oferuje nowe atrakcje. Polecam też Magiczne Ogrody na Lubelszczyźnie – wśród setek kwiatów, drzew i krzewów dzieci odkrywają bajeczne krainy zamieszkiwane przez niezwykłe istoty. Natomiast Mandoria Miasto Przygód to najnowszy park tematyczny w Polsce zlokalizowany w Łódzkiem. Oparty jest na motywie renesansowego miasta handlowego – są tam kamienice, port i statki. Moje dzieci uwielbiają też zamki.

Wiele z nich stało się planami filmowymi. Pozazdrościły podziemiom kopalni soli w Wieliczce, gdzie była kręcona Seksmisja.

Niektóre sceny serialu Wiedźmin (zrealizowanego na podstawie powieści Andrzeja Sapkowskiego i emitowanego na platformie Netflix – przyp. MLK) kręcone były na zamku Ogrodzieniec w Podzamczu. Potem budowlą zaczęły się interesować biura podróży i serwisy turystyczne z całego świata. W Książu realizowano zdjęcia do Akademii Pana Kleksa. Ale też do filmu Diabeł Andrzeja Żuławskiego czy Doliny Bogów Lecha Majewskiego. Pałac Goetzów w Brzesku występował w filmach Wojciecha Smarzowskiego – najpierw w Pod mocnym aniołem, później jako pałac biskupi w głośnym Klerze, polskim przeboju kinowym ostatnich lat. W pałacu Izraela Poznańskiego w Łodzi Andrzej Wajda kręcił Ziemię obiecaną.

Cerkiew to nie zamek, ale ta grekokatolicka pod wezwaniem św. Paraskewy w Kniaziach na Lubelszczyźnie, tuż przy polsko-ukraińskiej granicy, stała się sławna dzięki Zimnej wojnie Pawła Pawlikowskiego. To tutaj rozgrywały się sceny spotkań kochanków granych przez Tomasza Kota i Joannę Kulig.

Natomiast Górach Stołowych nieopodal czeskiej granicy znajduje się jeden z najbardziej niezwykłych skalnych labiryntów w Polsce – Błędne Skały. Jego uroda tak zachwyciła reżysera Andrew Adamsona, że tamtejsze plenery wykorzystał przy realizowaniu Opowieści z Narni: Książę Kaspian.

Polskie miasta również podobały się filmowcom. W Krakowie kręcono chociażby Listę Schindlera Stevena Spielberga. Wrocław udawał czeską Pragę w filmie Ja, Olga Hepnarová Tomása Weinreba i Petra Kazdy albo Berlin w Moście szpiegów Spielberga i Zimnej wojnie Pawlikowskiego. We Wrocławiu filmy realizowali wielcy światowego kina: Peter Greenaway i Andrzej Wajda, Wojciech Has i Agnieszka Holland. No, a Krzysztof Kieślowski kręcił swój Dekalog w Warszawie, wykorzystując osiedle Inflancka oraz osiedle Służew nad Dolinką.

Mój Gdańsk był areną Człowieka z marmuru, Człowieka z żelazaWałęsy. Człowieka z nadziei Wajdy, ale też oskarowego Blaszanego bębenka według powieści Güntera Grassa.

Skąd pomysł, żeby zwiedzać Polskę?

W dzieciństwie i jako nastolatka wolałam wyjazdy zagraniczne. Zwiedzanie Polski zaczęło się od tego, że jakiś czas temu chciałam po prostu pojechać gdzieś na weekend z rodziną. Zaskoczyła mnie liczba miejsc w naszym kraju, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Tymczasem uwielbiam odkrywać i opisywać nowe tereny, zawsze staram się przekazać też trochę historii, która pomaga zrozumieć ich wyjątkowość. Natomiast inspiracji szukam w książkach podróżniczych, ale także historycznych. Przeglądam przewodniki, artykuły. Dostaję informacje od moich czytelników, znajomych. Nawet niewielka notka o ciekawym obiekcie daje asumpt do sprawdzenia jego historii, jego przeszłości i teraźniejszości. Przygotowuję się do podróży starannie, a potem odkrywam dane miejsce po swojemu.

Wydaje Pani swoje książki w krakowskim Znaku. W jakim stopniu ich zawartość i układ to propozycja wydawnictwa?

Ja dostarczyłam materiał i wiele zdjęć. Oprawę graficzną w znacznej mierze zawdzięczam redaktorom Znaku. Od razu złapaliśmy świetny kontakt, dzieliliśmy się doświadczeniami i okazało się, że mamy podobną wizję dotyczącą książki. Naszym celem był produkt, który będzie dla wszystkich – od rodzin przez przeciętnych turystów, a kończąc na osobach szukających ekstremalnych wrażeń. Powstał przewodnik pożyteczny i inspirujący.

Ktoś powiedział, że jest Pani nośnikiem podróżniczych informacji.

W jakimś sensie tak. Staram się zdobywaną wiedzę systematyzować i podpowiadam, jak ją wykorzystać. Jestem praktyczna i wiem, które informacje są przydatne.

Czyli które…

Jeśli w nieznane miejsce wyruszamy z dziećmi, trzeba wiedzieć, ile czasu zajmie zwiedzanie, jak trudna jest trasa, czy jest do pokonania przez amatora spacerów. Warto się upewnić, czy zwierzęta są mile widziane i jakie są udogodnienia dla osób z niepełnosprawnościami, gdzie można smacznie zjeść, a gdzie zatrzymać się na nocleg. Lubię też opowiadać czytelnikom, co mnie w danym miejscu zaskoczyło, a co zauroczyło.

Co Panią zauroczyło w Rzeszowie?

Otwarto tam fantastyczną, liczącą ponad 400 metrów podziemną trasą turystyczną, jedną z najnowszych w Polsce. Spacer nią to okazja, by poznać kawałek Rzeszowa od zupełnie innej strony. Trasa ma trzy kondygnacje, a w najniższym punkcie schodzi nawet 10 metrów pod ziemię. Korytarze prowadzą przez odkopane i zabezpieczone piwnice pochodzące z XIV wieku.

Taką podziemną trasę mamy też pod krakowskim Rynkiem Głównym…

Właśnie. Piszę o niej w najnowszej książce Gdzie w Polsce do miasta.

Rodzime trasy podziemne w to prawdziwe skarby, mamy się czym chwalić. Co prawda, zdecydowana większość z nich prowadzi przez kopalnie lub obiekty związane z II wojną światową, ale wiele znajduje się też pod miastami, jak licząca 470 metrów trasa pod Sandomierzem. Kiedyś miasto miało ogromne znaczenie gospodarcze, w związku z tym było tam zapotrzebowanie na piwnice. Wykorzystywano je jako magazyny, ale także jako potencjalne schrony. Powstawały nawet na głębokości 15 metrów. Sprzyjały temu lessowe gleby.

Z kolei podziemia opatowskie w województwie świętokrzyskim pochodzą z XIII wieku. Przez wiele lat były zapomniane, aż w latach 60. zeszłego wieku rozpoczęto ich badania archeologiczne. Detale, które można tam oglądać, mają nawet około 600 lat. Trasa opatowska ma około 500 metrów i biegnie na trzech kondygnacjach pod rynkiem, ulicami oraz kamienicami. Podobała mi się też jedyna w Europie kopalnia kredy piszącej, czyli Chełmskie Podziemia Kredowe. Nawet latem trzeba tam mieć ze sobą sweter, bo jest najwyżej 9 stopni, niezależnie od pogody na zewnątrz.

Zna Pani Katowice?

Jeśli chodzi o Śląsk, to raczej łączę atrakcje turystyczne i nie eksploruję go według miejscowości.

Co więc Panią zauroczyło na Śląsku?

Zabytkowa Kopalnia Węgla Kamiennego Guido w Zabrzu. Została zachowana jest w takim stanie, w jakim ponad dwadzieścia lat temu zostawili ją górnicy. Turysta może sobie wybrać poziom trudności jej zwiedzania. Pierwszy to Szychta. Jej punktem kulminacyjnym na poziomie 355 metrów jest ciasne przejście przez ponad stumetrową ścianę węglową o sporym nachyleniu. Strop w tym miejscu podtrzymują gęsto rozstawione stojaki typu Valent, na Śląsku popularnie zwane walenciokami. Panuje tam tak głęboka cisza, że można usłyszeć bicie własnego serca. Ciemność rozprasza jedynie snop światła z osobistej lampy górniczej. W jego blasku stalowe urządzenia nabierają fantastycznych kształtów. Największymi atrakcjami na poziomie 320 m są pokazy pracy wielkich maszyn górniczych i przejazd elektryczną kolejką podwieszaną. Jest to jedyna tego typu kolejka górnicza na świecie udostępniona turystom. Zwiedzanie Kopalni Guido kończy się w najgłębiej położonym pubie w Europie.

Zachwyca też, na przykład, podziemne miasto w Górach Sowich. Do jego budowy sprowadzono tysiące więźniów. Ma 5 kilometrów średnicy. A pośrodku Parku Repeckiego w Tarnowskich Górach odwiedziłam Sztolnię Czarnego Pstrąga, jedną z atrakcji Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego. Kilkadziesiąt metrów pod ziemią turyści wsiadają do łodzi i przy świetle lamp przepływają odcinek o długości 600 metrów. To najdłuższa w Polsce podziemna droga wodna.

Z kolei potężny system fortyfikacji stworzony przez Niemców w latach 1934–1944 dla ochrony wschodniej granicy Rzeszy (Bramy Lubuskiej i przedmościa odrzańskiego) zlokalizowany jest w województwie lubuskim, nieopodal Międzyrzecza. Podziemne tunele mają tam ponad 30 km. Jest też rezerwat, w którym zimuje ponad 30 tys. osobników należących do 12 gatunków nietoperzy.

Za to w Kowarach wydobywano uran.

Miasteczko przez wiele lat nie istniało na mapach, a nawet w świadomości wielu ludzi. Do zakładów nie można się było nawet zbliżyć! Całego terenu do 1956 roku pilnowali pod bronią radzieccy strażnicy. Uran wywożono do ZSRR. Dzisiaj są tam dwie trasy turystyczne: „Liczyrzepa” i wymagająca „Podgórze”. W zalanej części kopalni jest najgłębsze nurkowisko w Polsce. Dotychczas nurkom udało się zejść do głębokości 157 metrów w szybie górniczym, który ma 244 metry.

Z pewnością podczas swoich podróży trafiła Pani do miejsc zlokalizowanych poza trasami turystycznymi.

Oglądałam choćby pozostałości budynków i piękne barwne zbiorniki w Babieli, na terenie kopalni rud żelaza, która w wyniku katastrofy na początku XX wieku została całkowicie zalana w ciągu ledwie dwóch godzin.

Na Dolnym Śląsku mogą zachwycić tak zwane Kolorowe Jeziorka: żółte, purpurowe, błękitne i zielono-czarne, które powstały w wyniku wydobywania minerałów. Wiodą do nich leśne szlaki. Zaskoczyły mnie też opuszczone cmentarze na terenie Roztocza; są to ostatnie ślady po nieistniejących już wioskach. Jedyne stworzenia, jakie tam spotkałam, to sarny, bo nekropolie wchłania las.

A co to jest turystyka astronomiczna?

W Bieszczadach, które z racji niezbyt gęstego zaludnienia są na ogół skąpo oświetlone przez sztuczne światło, wprowadzono tak zwaną strefę ciemnego nieba. To tam, w całkowitej ciemności, chętni obserwują Drogę Mleczną, poznają gwiazdozbiory. Towarzyszą temu zupełnie inne emocje niż w planetariach, których notabene mamy w Polsce coraz więcej.

Jedzenie to też element poznawania danego kraju czy jego regionów.

O, z pewnością. Kolekcjonuję nawet regionalne książki kucharskie, mam ich już ze trzydzieści. Przekonałam się, że odpowiada mi kuchnia starowarszawska czy warmińska. Na Śląsku bardzo mi smakowała tamtejsza żebroczka, czyli zapiekanka z ziemniaków i mięsa.

Dziwna nazwa, pewnie jest z żeberek.

Błąd! Nazwa pochodzi od żebraków, którzy chodzili po domach i zbierali resztki jedzenia, z których przygotowywali potem tę zapiekankę; danie ciepłe i sycące.

Na Podlasiu jedzenia szukać można w lesie, bo tamtejsza kuchnia oparta jest na dziczyźnie, grzybach, jagodach.

To prawda. A mnie zauroczyły zwłaszcza potrawy tatarskie – aromatyczne, naszpikowane niespotykanymi nigdzie indziej przyprawami. Jednym z moich ulubionych dań jest samsa, czyli pieczony pieróg faszerowany baraniną. Ciekawe tradycje kulinarne są też w Gdańsku – to miasto portowe, pełne zagranicznych kupców i egzotycznych towarów. Uwielbiam przepisy sprowadzone tu przez Mennonitów, którzy uciekli przed prześladowaniami religijnymi z Niderlandów. Szybko odnaleźli się na sąsiednich Żuławach. Wytwarzali między innymi sery. A ich słynna jałowcówka – machandel to pyszny mocny alkohol, którego jestem wielką zwolenniczką.

Mamy w Polsce kilka kulinarnych tak zwanych żywych muzeów uwielbianych przez dzieci – w Krakowie to chociażby Muzeum Obwarzanka na Kleparzu. Można tam precla samemu upiec. Potem zaś oczywiście zjeść. Próbowała Pani?

Jakżeby inaczej. W Lublinie jest muzeum cebularza, w Poznaniu natomiast – rogala marcińskiego.

Czy przywozi Pani pamiątki z podróży?

Zwykle tak. Mam w domu, na przykład, ropę naftową, mam kawałek węgla, który sobie sama wydobyłam. Nie każdy wie, że w Polsce wydobywano złoto. To właśnie ze Złotego Stoku przywiozłam płatki tego szlachetnego kruszcu. Warto tam zajrzeć rodzinnie i zobaczyć jedyny w Polsce podziemny wodospad. A moje kryształy solne pochodzą z Bochni. Mam jakiś sentyment do tej kopalni, nie tak znanej jak Wieliczka, ale też urokliwej, choć industrialnej.

Pierniki z Torunia też sobie Pani przywiozła?

Owszem, ale ich smak może być dla wielu osób rozczarowujący. Te oryginalne, pieczone wedle starych przepisów, muszą leżakować kilka miesięcy, zanim się ich skosztuje i w niczym – smakowo – nie przypominają współczesnych.

Z różnych regionów Polski przywożę też piwa, bimber i wino – w Polsce jest już ponad 400 winnic.

Lubię oryginalne nalewki – na trawienie zawsze pomaga kieliszeczek ziołóweczki. Jako gdańszczanka jestem fanką likierów takich jak goldwasser. Robione na bazie przepisów sprzed kilku wieków smakują zupełnie inaczej niż współczesne. Warta grzechu jest też starka, czyli żytnia wódka dojrzewająca w dębowych beczkach, zwana polską whisky. A że sadów jabłkowych jest u nas dostatek, rozsmakowałam się w cydrach. I w łąckiej śliwowicy, produkowanej w dolinie Dunajca. Stawia na baczność.

A ludzie, których spotkała Pani w podróży? Są tacy, których Pani zapamiętała, bo pomogli, bo żyją tak, jakby Pani chciała żyć, bo są biedni, ale uroczy i szczęśliwi….

Chociażby Mikołaj Klorek, historyk wojskowości z Poznania, który pokazał mi miasto z zupełnie nowej, historyczno-wojskowej perspektywy. Gospodarze i właściciele Ziołowego Zakątka na Podlasiu odkryli przede mną wiele architektonicznych tajemnic tego regionu. Od lat sprowadzają z całego regionu niszczejące perełki tamtejszej architektury – od kościółka zaczynając przez dom Szeptuchy, a na leśniczówce kończąc. W jednym z malowniczych domków, można zapoznać się z wykorzystaniem ziół w kulturze chrześcijańskiej. Podobno używano próchna jako zasypki do pielęgnacji niemowląt.

Mnóstwo tam niecodziennych smaków opartej na ziołach tamtejszej kuchni. Próbowałam też roślin, którymi żywili się partyzanci w czasie wojny. Wiedza pracowników Ziołowego Zakątka zrobiła na mnie wrażenie, a jednocześnie uświadomiła mi, jak daleko od natury żyje nasze pokolenie.

Najbardziej niezwykłe – Pani zdaniem – polskie muzeum?

Niewidzialny Dom w Toruniu. To tam w jakimś sensie zajrzałam do swojego wnętrza i przekonałam się, że patrzeć można nie tylko oczami. Zwiedzanie odbywa się w całkowitej ciemności. Oprowadza nas osoba niewidoma. Poznajemy świat w sposób, w jaki ona go odbiera. Świat, którego w blasku słońca czy lampy nie zauważamy. Wizyta w tym muzeum pozwoliła mi w jakimś stopniu zrozumieć ludzi, którzy stracili wzrok. Poczułam, jak to jest żyć w ciemności. Tamta wizyta wiele zmieniła w moim życiu.

Na przykład?

Zaangażowałam się w pomoc ludziom niewidomym.

RANKING MIAST Katarzyny Węgrzyn (kolejność przypadkowa!):

  • Zamość – zachwyca mnie nietypowym rynkiem, spektakularnym ratuszem. Oprócz pięknych obiektów sakralnych, ormiańskich kamienic i fortyfikacji znajdują się tam liczne atrakcje dla najmłodszych, między innymi ogród zoologiczny.
  • Toruń – uwielbiam spacerować po ruinach zamku i planować wojaże w Muzeum Podróżników im. Toniego Halika.
  • Kłodzko – niezwykłe są tu wieczorne spacery po starówce, nad którą góruje rozświetlona Twierdza Kłodzko. Kamienny most św. Jana często jest porównywany z mostem Karola w Pradze – tyle że „nasz” powstał wcześniej.
  • Zwierzyniec – nazywany jest sercem Roztocza. Są tu: kościół św. Jana Nepomucena na wodzie, browar Zwierzyniec, jeden z najstarszych w Polsce. A nad stawami Echo można spotkać wolno żyjące konie!
  • Olkusz – w podziemiach dawnego ratusza i w piwnicach starostwa można poznać historię wydobycia srebra, ołowiu i później cynku, z którego słynęło miasto. Pół godziny spacerem od centrum jest zamek Rabsztyn, jeden z wielu na Szlaku Orlich Gniazd. Nie można pominąć Pustyni Błędowskiej.
  • Lidzbark Warmiński – położony nad rzekami Łyną i Symsarną zaprasza do świetnie zachowanego średniowiecznego zamku. Zachowała się też brama miejska i mury obronne.
  • Supraśl – znajduje się w Puszczy Knyszyńskiej. Warto tu przyjechać dla jednego z pięciu monasterów w Polsce i obejrzeć Muzeum Ikon, w którym większość ekspozycji pochodzi z konfiskaty od przemytników na granicach. Jest tu też pałac Buchholtzów i drewniane domki będące wizytówką Podlasia.
  • Piotrków Trybunalski – jest miasteczkiem, w którym odbywały sejmy Korony Królestwa Polskiego i I Rzeczypospolitej. Dziś głównymi atrakcjami są szlak filmowy, muzeum piwowarstwa, muzeum marcepanowe i zamek.
  • Grudziądz – prawa miejskie uzyskał już w XIII wieku. Duże wrażenie robią spichlerze nad Wisłą, fort Wielka Księża Góra i zamek.
  • Krynica-Zdrój – wrażenie robi „Ścieżka w koronach drzew” o długości ponad 1000 metrów. Warta zobaczenia jest również pijalnia wód mineralnych, deptak, muzeum zabawek oraz muzeum Nikifora Krynickiego.
  • Szydłów – nazywany jest „polskim Carcassonne”. Znajdują się tutaj świetnie zachowane mury obronne, bramy miejskie i pozostałości zamku.
  • Międzyzdroje – kojarzone są głównie z pięknymi plażami. Tymczasem w Wolińskim Parku Narodowym można spotkać żubry, a piękne zdjęcia zrobić nad turkusowym jeziorem, znajdującym się w dawnym wyrobisku kredy. Inspiracji do kolejnych podróży dostarczy Bałtycki Park Miniatur.
Miesięcznik Kraków, lipiec–sierpień 2022 Tekst z miesięcznika „Kraków”, lipiec–sierpień 2022.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.