Zaraza i kultura
„Zarazy są w istocie sprawą zwyczajną, ale z trudem się w nie wierzy, kiedy się na nas walą. Na świecie było tyle dżum, co wojen. Mimo to dżumy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych” – komentuje narrator w Dżumie Camusa.
Dumni z potęgi cywilizacji XXI wieku naprawdę – gdy piszę te słowa w połowie marca – niewiele wiemy o najnowszej pandemii. Nie tylko o koronawirusie, ale i o jego społeczno-polityczno-gospodarczych konsekwencjach. A jeszcze mniej – o nas samych.
Bo tajemnica choroby prędzej czy później zostanie wyjaśniona. (Co nie znaczy, że za chwilę cywilizacja nie zafunduje sobie nowej pandemii lub nie stworzy jakieś wirusa komputerowego, który nas oślepi technologicznie).
Większy problem to odpowiedź na pytanie: dlaczego tkwi w nas ten lęk irracjonalny? Dlaczego w ostatnich latach tak łatwo zyskują przewagę polityczni populiści typu Trump, naukowi szarlatani (przeciwnicy szczepionek) czy zwolennicy teorii spiskowych (sekta wyznawców zamachu smoleńskiego)? Gdzie miejsce na argumenty i autorytety?
Ba, dlaczego sami sobie produkujemy ersatze zagrożeń? Wszak epidemie fake newsów też są dowodem naszej kruchości mentalnej i intelektualnej…
Byłżeby temu winien internet i natłok informacji? Ale jeśli tak, to by znaczyło, że paradygmat cywilizacji zachodniej, czyli udział w życiu publicznym, wolność opinii i dostęp do informacji, legł właśnie w gruzach.
W konsekwencji nastąpi rozczłonkowanie świata – bo kwestią chwili jest pozamykanie granic z lęku przed wirusem. Czy ktoś myśli, że świat, nawet gdy wirusa zwalczy, granice znowu otworzy na oścież? Nie, sami będziemy chcieli odciąć się od zagrożenia przed niewidzialnym.
A potem społeczeństwa zgodzą się na ograniczenia wolności i demokracji w imię – znowu rzekomego – zwiększenia swego bezpieczeństwa.
I wreszcie pojawią się stare podziały globalne i nieodmienne konflikty o strefy wpływów. A jak to się kończy – wiemy doskonale…
* * *
A gdzie tu czas dla kultury?
Ano nawet ten prosty w gruncie rzeczy kryzys wirusowy pokazuje jej faktyczne miejsce: liczy się tylko w społeczeństwach nażartych. Jakże symptomatyczne jest, że wśród działów gospodarki i życia publicznego ulegających paraliżowi w związku z koronawirusem w ścisłej czołówce jest kultura i sztuka. Jasne, świat to naczynia powiązane, nie brak przełożeń między, na przykład, turystyką a koncertami. Ale pierwszy raz od wielu, wielu lat skala naszego lęku, mroczność zagrożenia i smutek codzienności powodują, że nawet ta kultura najbliższa, drobna, topnieje w oczach.
Oto Krystyna Zachwatowicz-Wajda została decyzją jury laureatką nagrody jakże ważnej dla miesięcznika – Medalu „Za mądrość obywatelską”. Medal, zgodnie z tradycją uroczyście jest wręczany wiosną przez prezydenta miasta Krakowa. Ale jakże tu się cieszyć wraz z laureatką, gdy ludzie cierpią, z racji choroby, której nikt nie zna?
Kilka imprez, które rekomendujemy w tym numerze będzie, niewykluczone, odwołanych, bo zgromadzeń lepiej unikać. (Rekomendacje jednak zostawiamy, bo wierzymy, że inicjatywy te prędzej czy później znowu zostaną publiczności udostępnione).
Tak, czas kulturze nie sprzyja. Co zatem robić, skoro kultura jest tym, co nas nakręca?
Jeśli gdzieś szukałbym dziś światełka w czasie mrocznym, to w tym, że można odwrócić tę zależność. Bo owszem, teraz kultura cierpi, ale wszak literatura, sztuka, film zawsze mądrze się żywiły wątkiem zarazy, która pustoszy świat.
I nie chodzi o masową sztukę strachu, jak thrillery medyczne Roberta Cooka czy filmy z Hollywood. Jest i literatura wielka: od Dekamerona Boccaccia poprzez Dżumę Camusa aż po naszego Szczypiorskiego z Mszą za miasto Arras.
Jak to pisał w finale Boccaccio?
„… król, spojrzawszy na niebo i zobaczywszy, że słońce już się ku zachodowi chyli, nie powstając z miejsca, rzekł w te słowa:
– Piękne damy, jak wiecie, trud rozumu śmiertelników nie tylko na tym się zasadza, aby w pamięci przeszłość zachowywać i znać teraźniejszość, ale dzięki jednej i drugiej przewidywać przyszłość. Najroztropniejsi ludzie za szczyt mądrości to poczytują”.
Czy i my znajdziemy w sobie tę mądrość?